Arya z Dominikowa – potrącona i pozostawiona na poboczu

Zbiórka zakończona
Wsparły 63 osoby
3 666,30 zł (81,47%)

Rozpoczęcie: 7 Września 2021

Zakończenie: 7 Października 2021

Godzina: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.
30 Września 2021, 23:55
Przedłużamy termin zbiórki

Nie jesteśmy w stanie pokryć brakującej różnicy dlatego przedłużamy zbiórkę do 7 października.

Dziękujemy Kochani, że pochylacie się nad losem wiejskiej kotki. Dzięki osobom takim jak Wy, nasza wiara w to, że zawsze warto pomagać nie słabnie. 

Wołają na mnie Arya. Urodziłam się około roku temu w Dominikowie - na wsi położonej pośród lasów i jezior. Mam białą siostrę. Do niedawna razem wychowywałyśmy nasze pierwsze dzieci. Kiedy się urodziły obie musiałyśmy je ukrywać przed wygłodniałymi kocurami, niestety nie wszystkie udało się uratować. Mojej siostrze został tylko jeden maluszek... Tak, na wsi koty są bardzo głodne, tak bardzo, że zjadają dzieci własnego gatunku...

Dlatego my trzymałyśmy się nieopodal podwórka w centrum wsi, gdzie pani Hela wykładała nam jedzonko. Dzięki niej wyrosłyśmy, a teraz z jej pomocą udawało się nam wychowywać własne dzieci.

W połowie lata, kiedy jak co dzień przechodziłam przez drogę na podwórko pani Heli, w ostatnim momencie zauważyłam jadący wprost na mnie wielki i ryczący samochód. Uciekałam z całych sił i gdy już prawie mi się udało, samochód uderzył zderzakiem w tylną część mojego małego ciała... Przeleciałam nad trawnikiem i upadłam na pobocze pod ogrodzenie ogrodu pani Heli. Poczułam straszny ból ale mimo to chciałam biec dalej. Nie mogłam!... Moje tylne nóżki stały się nieruchome, tułów przewracał się na boki. Wiedziałam, że nie mogę się poddawać – że muszę wrócić do dzieci! Zostały w ukryciu, w gnieździe schowanym przed złymi ludźmi, złymi lisami i psami, przed wygłodniałymi kocurami... Czułam, że jest ze mną bardzo źle i bardzo się bałam. Nie chciałam umierać, nie mogłam umierać, dzieci...

(Miejsce zdarzenia)

Przewracają się na boki, powłócząc tułowiem, przeczołgałam się przez ogród pod ogrodzenie Pani Heli. Ona nie zrobiłaby mi krzywdy, tylko u niej mogłam szukać pomocy... Znalazła mnie po kilku godzinach, była zdziwiona, że nie uciekam przed jej ręką, a potem zobaczyła, że nie mogę się ruszać i bardzo się rozpłakała... Co my teraz zrobimy? I co my teraz zrobimy? – powtarzała załkana...

Ja też płakałam... Umierałam ze strachu o moje maluchy, dopiero od niedawna przychodziły ze mną na pierwsze posiłki u Heli. Wiedziałam, że nie będę miała siły, by do nich wrócić - czy znajdą drogę do mnie?

Pani Hela wzięła mnie na ręce i przeniosła spod bramy do komórki w cieniu, podała jedzonko, świeżą wodę i wyszła. Po chwili wróciła z jakąś dziewczyną. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Mówiła, że mnie zabierze do miasta, że jeśli to nie kręgosłup to może mnie uratują. A Pani Hela na to, że w Dominikowie nie ma dla mnie ratunku, że będzie musiał przyjść ktoś ze szpadlem, chyba że uda się znaleźć transport, to rano zawiezie mnie na uśpienie do Kalisza Pomorskiego... Bardzo płakała. Przełożyły mnie do różowej plastikowej skrzynki z zamknięciem. Byłam przerażona – moje dzieci...

Oddalałam się od nich, a moje serce pękało z niepokoju. W dużym mieście z wieloma samochodami, które mnie przerażały, poznałam wiele miłych ludzi w białych ubraniach. Ja też byłam dla nich miła, nie fukałam, nie gryzłam i nie drapałam. Mówili, że jestem tak grzeczna i że to niesamowite, że wolnożyjąca kotka, której nikt nigdy nie dotykał, jest taka ufna. A ja nie miałam wyjścia – ufałam w to, że dzięki nim mogę, że będę żyć, Dla moich trzech maleństw MUSZĘ ŻYĆ.

Miałam zrobione badania; okazało się, że mój kręgosłup jest cały ale miednica jest bardzo rozstrzaskana. Że jest źle...

Tylko jeden doktor mógł naprawić moje uszkodzone ciałko. Zrobił to. W tej chwili mija 6 tygodni od wypadku i operacji. 5 tygodni spędziłam w szpitaliku. Bardzo powoli dochodzę do siebie. Potrzebuję jeszcze rehabilitacji. Moje życie kosztowało duże pieniądze. 

Nawet wiem co to pieniądze, nie mam ich...

Ludzie, którzy mnie uratowali pomagają bardzo wielu kotom, i mimo że tych pieniędzy nie mieli nie wahali się, żeby i mi pomóc... Mówią, że jest więcej ludzi, którzy lubią koty, i że pieniądze można uzbierać. Bardzo bym chciała, żeby nie mieli problemu z mojego powodu.

Pomóż im proszę, pomóż mi... Wiem też, że moje dzieci po kilku dniach po kolei pojawiły się u Heli, i że są już w dużym mieście. 

Tak bardzo warto było zaufać WAM.

Dziękuję.

Arya

(Dzieci Arii)

Załączniki

Pomogli

Ładuję...

Wsparły 63 osoby
3 666,30 zł (81,47%)