Telefon, po którym wszyscy zamarliśmy...

12 dni do końca
Wsparły 62 osoby
3 770 zł (84,9%)
Brakuje jeszcze 670 zł
Adopcje

Rozpoczęcie: 27 Maja 2025

Zakończenie: 28 Lipca 2025

Godzina: 12:00

"BONO UMIERA!"

Wcześnie rano odebraliśmy przerażający telefon od opiekunki, w którym ciężko było cokolwiek zrozumieć, bo w słuchawce był tylko przeraźliwy krzyk i płacz "BONO UMIERA!"

Bono, nasz 7-miesięczny podopieczny, zdrowy, szalony kociak, który jeszcze poprzedniego wieczoru był w pełni sił, rano został znaleziony pod szafką prawie nieprzytomny w stanie bardzo ciężkim. Natychmiastowa wizyta u weterynarza, badania krwi, RTG i USG, ewidentnie wskazywały na to, że coś jest w jelicie, jednak stan Bonego był tak zły, że nie pozwalał na przeprowadzenie jakiegokolwiek zabiegu.

Każda minuta była na wagę złota, a nic oprócz próby podniesienia parametrów życiowych nie można było zrobić. Czas leciał jak szalony, kapała kroplówka za kroplówka, które w końcu pozwoliły na przetransportowanie do kolejnej kliniki, gdzie Bono miał zostać zoperowany, jednak tam usłyszeliśmy najgorsze:

"nie podejmiemy się operacji, jest za duże zagrożenie, że nadal tego nie przeżyje... Jedynym ratunkiem jest klinika całodobowa w Poznaniu, gdzie będzie monitorowany 24h i w odpowiednim momencie natychmiast trafi na stół... JEŚLI DOŻYJE!"

Nie czekaliśmy ani sekundy, bo to one odgrywały ogromną rolę. Wystartowaliśmy do Poznania natychmiast, tam już na nas czekał cały zespół lekarzy.

Bono dostał kolejną serię leków i dłużej nie można było czekać, musieliśmy podpisać, że mimo ogromnego zagrożenia decydujemy się na operację. Było już koło północy, kiedy dostaliśmy telefon: "operacja się udała! BONO ŻYJE!" Płakaliśmy jak dzieci...

Zabieg był dość skomplikowany, ponieważ jelito zostało uszkodzone, przez znajdujące się w nim ciało obce, jednak decyzją zespołu nie robiono przeszczepu i ze względu na wiek kociaka lekarze zdecydowali, że dadzą szansę na regenerację. Doba była decydującą, rokowania ostrożne, ale my nie traciliśmy nadziei nawet na chwilę.

Telefon z kliniki zadzwonił następnego dnia: "Bono dostał pierwszy posiłek, teraz chwila prawdy, czy jelito podejmie pracę"... Każda godzina, każda doba była wiecznością, a informacje z kliniki bardzo ostrożne. Wiedzieliśmy, że jest w dobrych rękach, codziennie były przeprowadzane serię badań.

Na trzecią dobę zostaliśmy poinformowani, że najgorsze jest za nami, a właściwie za nim... Teraz tylko czas, obserwacja i monitorowanie pozwoli ocenić, czy nie dojdzie do martwicy, bo mimo że Bono nabierał sił, to jego stan ciągle był poważny. Po 4 dniach w Poznańskiej klinice wrócił do siebie.

Jednak to jeszcze nie był koniec zmartwień. Po tygodniu jego stan się pogorszył, jelito miało silny stan zapalny, a miejscowi lekarze rozważali ponowne otwarcie, jednak ten malutki organizm bardzo dobrze zareagował na leki i obyło się bez kolejnej operacji.

Dziś nareszcie możemy powiedzieć, że się UDAŁO! Jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo, jelita podjęły pracę i są zupełnie zdrowe, natomiast przedmiot znaleziony w jelitach na zawsze zostanie zagadką. Nie był to żaden przedmiot z domu.

Czy mógł zjeść to w karmie? Tego się już nigdy nie dowiemy, ale uważajcie na mokrą karmę, którą podajecie swoim pupilom🙏.

Wtedy cena nie grała roli, jednak dziś potrzebujemy Państwa pomocy, żeby móc pomagać dalej. Prosimy o pomoc w opłacaniu faktury za życie naszego Rudzielca ❤️

Pomogli

Ładuję...

Organizator
3 aktualne zbiórki
61 zakończonych zbiórek