Pan, który karmi moją mamę, stał się potworem. Oderwał nas siłą od niej, wpakował do brudnego kartonu. Mama krzyczała, gryzła – uderzył. A potem wywiózł daleko i wywalił pod płotem Arletki 8 kociaków w kartonie.
Domowe kotki na ulicy. Szkoda słów – mamy w końcu XXI wiek i naprawdę kwestia zapobiegania ciąży nie należy już do sfery magii i zaklęć. Ich „pan” pewnie jest szczęśliwy – w końcu nie zabił. To nic, że postawił pod płotem kogoś, kto ma swoje zwierzęta, że każdy przechodzący pies czy lis mógł je rozszarpać. On pewnie czuje się świetnie, zwalając ogromny problem na barki innych. Jego kotka za 2 miesiące urodzi kolejną 6.
Maluchami zajęła się awaryjnie p. Arleta. Potrzebujemy jednak wsparcia, żeby kotki mogły rosnąć i nabierać sił. Leki na odrobaczenie, szczepionki, karma i żwirek. Dzielna dziewczyna nie może zostać z tym sama.
Jeśli ktoś chciałby pomóc, może dać kotkowi dom - to śliczne, małe słodziaki (tel. 798 806 454), przygotować paczkę z jedzonkiem dla maluszków - podrzucić do zaprzyjaźnionej z nami lecznicy Zdrowet na Gródeckiej 15 w Białymstoku, gdzie maluchy są „serwisowane”. Zachęcamy też do wsparcia zbiórki!
Dziękujemy każdemu, kto zechce nas wesprzeć!