Gdy handlarz otwiera drzwi ciemnej komórki i siłą wyciąga z niej karą klacz, idący z tyłu maleńki źrebak - Klaudynka dzielnie drepcze za swoją mamą. Rozgląda się ukradkiem, strzyże drobnymi uszkami i po chwili wtula ciepłe, miękkie, źrebięce chrapki w maminą szyję - bo mamina szyja od tego właśnie jest, by w razie potrzeby schować się w niej przed złymi ludźmi i strasznym światem.
Handlarz oprowadza oba konie po podwórku i po chwili zaczyna snuć opowieść. Klaudynkę i jej mamę kupił w ubiegłym tygodniu. Klacz zna od lat, bo wielokrotnie wywoził na mięso jej źrebaki. Klaudynka to jej ostatnie dziecko. Właściciel uznał, że klacz robi się coraz starsza, więc nie będzie jej już dłużej trzymał. Nie zrobił zapasów siana ani słomy. Pokrył ją najcięższym ogierem, jakiego znalazł w okolicy, a gdy maluszek pojawił się na świecie i trochę podrósł, sprzedał tym razem komplet na rzeź.
Za maleńką Klaudynką i jej mamą z hukiem zatrzaskują się drzwi komórki. Znikają marzenia o zielonych pastwiskach, o swobodzie, o długim i dobrym życiu. Koń jest w Polsce zwierzęciem rzeźnym, więc biznes się kręci. Jadą na hak te stare, spracowane. Jadą młode. Jadą matki ze swoimi dziećmi. Nie ma dla nikogo litości. Liczy się racjonalne gospodarowanie i gotówka w kieszeni.
Długo negocjujemy z handlarzem, finalnie dajemy zadatek i je zabieramy. I błagamy Was o pomoc. O ratunek dla nich. Jeszcze zdążymy odmienić los Klaudynki i jej mamy. Musimy jednak dopłacić 8800 zł do 25 listopada, by obie żyły. Prosimy w imieniu Klaudynki i jej mamy, pomóżcie...