„Prawdziwą miarą osoby jest to jak traktuje tych, którzy nie mogą wyświadczyć jej żadnej przysługi.” Ann Landers
Historia, którą chcemy Wam dziś opowiedzieć to prawdziwa lekcja człowieczeństwa. To historia o tym, że upór i wytrwałość mogą uratować życie, historia o tym, że można i warto pomagać tym, którzy sami nie poproszą o pomoc. A jak to się zaczęło? Posłuchajcie.
Rodzinne ogródki działkowe (ogrodzone siatką), nazywane pieszczotliwe przez niektórych RODos. Wiosną, latem i jesienią przeważnie tętnią życiem, zimą zazwyczaj świecą pustkami i mało kto tam zagląda. Nie oznacza to jednak, że nie ma tam żywej duszy. Ogródki działkowe to często miejsce w którym mieszkają koty.
Pewna kobieta usłyszała od znajomego, że na terenie opuszczonej działki widział on kotkę z malutkimi kociętami. Zmartwiona kobieta postanowiła sprawdzić czy rzeczywiście kotka z maluchami mieszka na działkach. Wszak mróz szczypie już w oczy, a takie maleństwa przy niskich temperaturach mają niewielkie szanse na przeżycie. Poszła więc na opuszczoną działkę, lecz to co ujrzała, przeraziło ją.
Kocięta wraz z matką siedziały schowane w szczelinie pod altanką, w miejscu z którego nie można było ich wydostać. Jednak zdeterminowana kobieta postanowiła nie odpuszczać i poszukać pomocy i sposobu, aby uratować kocią mamę i maluchy. Sprawę opisała wolontariuszom Fundacji Felineus.
Z opisu kobiety wynikało, że nie są to koty wolno żyjące, gdyż kocica była w stanie wyjść z ukrycia i pozwalała na dotyk ludzkiej ręki. Niestety, maluszki wciąż tkwiły schowane w szczelinie pod altanką. Zgodnie z uzyskanymi wskazówkami kobieta wróciła na działki ze specjalnie przygotowaną ciepłą budką oraz porcją jedzenia. Mieliśmy nadzieję, że skuszone jedzeniem i nowym schronieniem kociaki wyjdą z ukrycia.
Mijały dni. Kobieta uparcie i wytrwale codziennie zaglądała na działkę zostawiając jedzenie i ciepłą wodę. Cały czas była także w stałym kontakcie z naszą wolontariuszką. Jedzenie znikało za każdym razem jednak maluszki wciąż nie wychodziły z ukrycia. W końcu po kilku dniach codziennej opieki dwa maluchy odważyły się i wyszły do pełnej miseczki. Kobieta natychmiast zabezpieczyła je i zabrała do domu.
Niestety, jeden malec nadal pozostawał pod altanką, czuwała przy nim kocia mama. Na drugi dzień kobieta zgodnie z prośbą wolontariuszki odwiozła dwa maluszki do lecznicy skąd po niezbędnych badaniach maluchy trafiły do domu tymczasowego fundacji. Po południu znów wróciła na działki by nakarmić te, które tam zostały. Traciła już wiarę, że trzeci maluch wyjdzie z ukrycia i wtedy właśnie zdarzył się cud. Maluszek wydostał się wreszcie spod altanki, w pobliżu była także kocia mama. Jeszcze tego samego dnia kotka wraz z maluszkiem dołączyli do dwójki pozostałych kociaków.
Kocięta są jeszcze maleńkie, prawdopodobnie urodziły się gdzieś w połowie października. Będą wymagały dużo ciepła, miłości i matczynej opieki zanim podrosną i będą gotowe na podróż do nowych domów. Są także podziębione w związku z czym wymagają leczenia i stałej kontroli weterynaryjnej, a w przyszłości także odrobaczenia i szczepień. Oczywiście musimy też wysterylizować kocią mamę, gdy już odchowa kociaki.
Chcielibyśmy zawsze spotykać na swej drodze osoby takie jak ta kobieta, która swym uporem i wytrwałością, a także ogromną wrażliwością na cierpienie słabszych uratowała kocie życie. Chcielibyśmy zawsze dopisywać szczęśliwe zakończenia. Jednak by ta historia mogła zakończyć się szczęśliwie nadal potrzebujemy pomocy.
Leczenie i opieka nad kotką i maluchami to kolejne wydatki, a my przy ponad 150 podopiecznych nie dajemy już rady. Mamy jednak nadzieję, że wśród was także znajdzie się wiele osób, które nie pozostaną obojętne. Dlatego bardzo prosimy i liczymy na Wasze wsparcie.
[Aktualizacja 10.12.2018]
Kiedy udało się zabrać maluchy z działek tuż przed dużymi mrozami mówiliśmy, że miały wielkie szczęście. Ale czy to szczęście nie opuści ich również teraz? Tego nie wiemy.
Tydzień po tym, jak trafiły do domu tymczasowego fundacji maluszki się pochorowały. I znowu mamy do czynienia z przedziwnym wirusem, objawiającym się wysoką gorączką, wysoką leukocytozą i podniesionymi parametrami nerkowymi (kreatynina i mocznik). Nerki maluchów są bardzo powiększone, twarde, nie funkcjonują tak jak powinny.
Maluchy przebywają w kocim szpitalu - lekarze walczą o ich życie.