To zgłoszenie zapamiętamy na długo. Z lasu, ze spuszczoną głową wyszedł pies. Ma podcięte gardło, idzie w stronę drogi...
Taka informacja, nawet doświadczonym wolontariuszom, mrozi krew w żyłach. Jadąc na miejsce, masz nogi jak waty, serce wali 200 na minutę i zwyczajnie boisz się tego co zastaniesz. W głowie kołaczą się myśli. Czy zdążymy z pomocą? Jak bardzo jest źle? Kto go tak skrzywdził i dlaczego?
Zastajemy dużego, lecz bardzo wychudzonego psa z widocznym śladami cięcia... Udaje się go zabezpieczyć i zapewnić schronienie.
Po pierwszych oględzinach dowiadujemy się, że pies jest młody, ok. 3-4-letni. Jest bardzo wychudzony, można policzyć mu wszystkie kości. I to, co najbardziej nas szokuje, ma trzy rany cięte. Jedna na gardle, druga na szyi, trzecia na karku. Rany mają różny stopień zagojenia, musiały więc powstać w pewnych odstępach czasu. Najświeższa i najgłębsza jest ta na gardle. Czyżby miała być tą śmiertelną?
Rana jest głęboka, lecz nie na tyle by pies się wykrwawił. Nie przecięto tętnicy. Jest osłabiony, ale żyje! Nie dał się śmierci.
Teraz przychodzi czas na nasze działania. Prosimy więc o pomoc w doprowadzeniu go do pełni zdrowia. Konieczne jest przeprowadzenie podstawowych badań, czipowanie, kastracja oraz najważniejsze, by go dobrze odkarmić. A zjeść potrafi sporo, bo to duży chłopak jest 😉 Jesteśmy mu to winni!
Prosimy, bądźcie z nami i pomóżcie, bo sami nie sam rady. Nie odwracajcie się, nie mówcie "to dla mnie za dużo", "ja nie mogę na takie coś patrzeć". Bo co z nim będzie jak wszyscy odwrócą głowy...?