Pamiętacie mnie troszeczkę? To ja, Cyklopcia. Zaraz będą dwa lata, odkąd mieszkam u cioć w azylu dla kotków. Nikt mnie nie chciał do tej pory adoptować i wiem, że nikt już nie zechce.
Takie kotki, jak ja, nie opuszczają azylu, my tu żyjemy latami i umieramy nie mając domku. Mam co jeść, jak zachoruję ciocie mnie leczą. Tylko ja nie choruje, mimo tego, że mam wirusa, który obniża moją odporność to katarek mam raz na rok. Wy pewnie też, prawda? Teraz stało się jednak coś trochę poważniejszego, muszę mieć wyczyszczone ząbki i pewnie nie wszystkie ze mną zostaną. Od jakiegoś czasu gorzej mi się gryzie, zaczęłam się ślinić i unikać jedzonka, tak mnie zaczęło boleć. Ciocie zabrały mnie do lekarza dla kotków i na razie nie wróciłam do azylu, czekam na zabieg. Bardzo chcę, żeby mnie nie bolało. Wiem, że mam tą odporność słabą i możecie nie chcieć pomagać takiemu kotkowi, jak ja, ale może, jak Was pięknie poproszę to się zgodzicie…
Zawsze, jak patrzymy na Cyklopcię, pęka nam serce. Jest tak pogodna, nawołuje nas, zabiega o uwagę. Aż niewiarygodne, że tak wspaniały kotek spędzi z nimi wiele lat, a potem po prostu odejdzie i tylko my będziemy po niej płakać…
Cyklopcia jest nosicielką wirusa FIV, a takie kotki domków nie znajdują. Malutka nie sprawia nam żadnych problemów zdrowotnych, ostatnio zaziębiła się prawie rok temu. Niestety, na jej ząbkach osadził się kamień i kilka ząbków wygląda tak, że z pewnością Cyklopcia ich nie zachowa. Koteczka cierpi przy jedzeniu, musimy bardzo pilnie zająć się paszczą, została w lecznicy i czeka na zabieg, a my musimy uzbierać dla niej fundusze. Musimy zbadać jej krew przed podaniem narkozy, opłacić około tygodniowy pobyt w lecznicy i sam zabieg, a nie mamy ani grosza.
Błagamy Was o pomoc…