Trafił nam się dziwak z górnej półki. Nie wiem jakim cudem dożył w naturalnych warunkach do swego wieku. Gdzieś tam po starej dzielnicy Łodzi błąkał się z matką po opuszczonych podwórkach. Górna, dzielnica jak wiele jeszcze typowych dla zaniedbanej Łodzi, dobrobyt miesza się z biedą, nie tylko ludzką.
Trafił się Browarek, mały około 10 tygodniowy, bury w klasyczne taby, z oczami wielkimi jak pięciozłotówki i uszami jak u rasowego nietoperza. No i te łapy, kompletnie zdeformowane.
Początkowo wszyscy sądzili, że są zwyczajnie połamane, ale to by było zbyt banalne, jak na przypadki trafiające do Kociej Mamy. Dodatkowo kociak miał na sobie taką ilość kleszczy i pcheł, że z powodzeniem obsiadłyby kilka kotów. Do tego anemia, która na szczęście jest uleczaną chorobą. Wystarczy dieta bogata w witaminy i dobra karma, a malec szybko zregeneruje siły i wyrówna mineralne niedobory. Tym się nie martwię.
Gorsza sprawa to kwestia jego łap. Zdjęcie RTG pokazało, że to nie jest tylko kwestia operacji, nadgarstki są po prostu zdeformowane, co może być winą złego żywienia bądź genetyki. Nie ma powodu by podejmować zabieg chirurgiczny, tu trzeba diagnozować. Tylko musi być jakiś punkt X od którego trzeba odnieść. Na razie powiem szczerze wróżmy z fusów, tak wygląda pomysł na jego leczenie.
Browarek jest pod opieką Lecznicy. Zaprzyjaźniona Pani doktor to bardzo dobry chirurg, który składa cierpliwie połamane kosteczki, operuje zainfekowane oczy, odbudowuje kostne ubytki. Uwielbia skomplikowane przypadki, takie, którym trzeba poświęcić nieco więcej czasu, lubi obserwować reakcje na leki, zachowanie pacjenta i obmyślać sposób prowadzenia chorowitka.
Co wiemy na dzień dzisiejszy? Pewnikiem jest to że kociak nie cierpi. To, że porusza się nieporadnie, że przednie łapy są wykręcone pod dziwnym kątem nie przeszkadza mu kompletnie. Biega po klatce, wspina się po prętach, lgnie do człowieka, bawi się, fantastycznie i głośno mruczy. Jest odważny, ufny, niesamowicie w tym kalectwie dzielny. No i fakt najważniejszy, wie do czego służy kuweta i umie z niej korzystać.
Browarek domaga się uwagi. Wiemy już, jak się odnajduje w środowisku, jakie ma ograniczenia, ale pomysłu na leczenie jakoś nie udało nam się jeszcze opracować. Decyzja jest jedyna możliwa w obecnej sytuacji: trzeba malucha zainstalować w domu tymczasowym i spokojnie czekać, aż minie kilka tygodni. Mamy podejrzenie, że to uraz neurologiczny, czyli trzęsienie główki może być przyczyną emocji lub złej pracy przysadki z powodu niedoborów albo słabej morfologii.
Nie ma żadnych wskazań do podawania leków, więc spokojnie czekamy, jakie dalej atrakcje będą nam zapewnione. A że będą jestem tego pewna! Jedno jest dla mnie najważniejsze w tej historii: Browarek jest miły, zachowuje się jak typowe kocie dziecko, kompletnie nieświadomy ze swej odmienności. Zna koty dorosłe, nie boi się psów, w sumie żyje jakby wbrew prawom natury, bo prawdę mówiąc nie miałby żadnych szans, gdyby na swej drodze napotkał psa, albo kogoś kto bardzo nie lubi kotów.
Każda odmienność nas usztywnia. Boimy się tego czego nie znamy, tym bardziej jeśli dotyczy to świata zwierząt. Typowy kociarz, w zależności od kaprysu i majętności, przygarnia bezdomniaka z jakiejś fundacji lub kupuje rasowca za bajeczne kwoty.
Takie jest życie, nie osądzam, nie piętnuję, stwierdzam fakty. Zawsze daję im szansę ! W takich przypadkach jak ten czas płynie innym rytmem, tu nie ma pośpiechu adopcyjnego, mało ważne jest kiedy znajdzie dom. To co się liczy najbardziej, to rozpoznać powód choroby, ustawić leki jeśli jest taka konieczność.
Was prosimy o włączenie się w pomoc dla Browarka- kociego "dziwaka". Łączymy siły i pomagamy uzbierać fundusze na finansowanie leczenia i opieki dla małego kociaka.