Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy serdecznie w imieniu Lidzi :)
Sunia już po szczepieniach, sterylizacji i w nowym domku, oby wszystkie cele miały takie zakończenia.
Jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni :)
Lidzia, bo takie otrzymała imię, od wielu tygodni widziana była jako bezdomna sunia, której jedynym miejscem, gdzie przebywała, były kamienne schody do ganku.
Ganek nie miał żadnego zadaszenia, dom jest w budowie, a posesja nieogrodzona. Właściciel domu przyjeżdżał raz na jakiś czas, nie pozwolił postawić żadnej budy dla suni, bo nie zamierzał jej przygarniać. Kobieta, która dokarmiała sunię i poinformowała nas o niej, jak tylko się dowiedziała, że możemy jej pomóc, powiedziała ,że sunia była przywiązana sznurkiem do drzewa i do tego szczenna.
Nie chcemy myśleć, ile to trwało i jak strasznie musiała się bać...
Jedyne, co mogła zobić wtedy, to uwolnić ją ze sznurka i nakarmić. Nie wiadomo, co stało się ze szczeniakami ,sunia je gdzieś ukryła, nie pozwalała do siebie podejść całymi tygodniami, reagowała ucieczką na wszelkie próby zbliżenia się. Kolejna ciąża była kwestią czasu, wszędzie wokół lasy, pola i psy z okolicznych posesji puszczane luzem.
Wreszcie udało się ją złapać, kilka tygodni prób i jest już bezpieczna, u nas, wśród przyjaznych ludzi, którzy już nigdy nie pozwolą na takie traktowanie. Lidzia jest maleńka, waży 5 kg, wciąż nieufna i wystraszona, trzeba poświęcać jej dużo uwagi i troski, powoli dochodzi do siebie po wielomiesięcznej poniewierce i takich przeżyciach.
Sunia została odpchlona, odrobaczona, czeka na kompleksowe szczepienia i oczywiście sterylizację. Bardzo prosimy Was o pomoc w opłaceniu zabiegu sterylizacji i szczepień. To kolejna niewinna istotka, która dzięki Waszej ofiarności ma szansę na normalne życie w kochającym domku.
Lidzia szuka domu, najlepiej wychodzącego, z ogrodem, na razie nie umie chodzić na smyczy, bardzo się jej boi, trauma kolejnego uwiązania wciąż w niej tkwi...
Loading...