Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Życzenie bezpiecznej jazdy to przysłowiowy metr powietrza wokół wozu. Dokładnie tak można określić bezpieczeństwo według dzikiego psa... Kochaj mnie na odległość. Przekraczając dystans, narażasz mnie na niewyobrażalny stres i nie ręczę za siebie!
Oto Nutella - blisko 2 lata w siedzibie fundacji. Śpi na poduszkach w przedpokoju, posłuszna, przychodzi na wołanie! Ale nie tak jak inne psy - jest granica odległości, której nigdy nie przekracza. Całe jej ciało wysyła informację - nie dotykaj mnie! Mam z Nutellą niepisaną umowę - ile kroków muszę się cofnąć, żeby weszła do domu. Miskę zanoszę jej do budy, w której ona czeka z odwróconą głową, wbita w tylną ścianę. Kiedy wracam z zakupów szaleje ze szczęścia. Ale nie podchodzi....
W kącie korytarza pochylam się, żeby ją pogłaskać. Zgodnie z umową stara się to wytrzymać. Jest napięta jak struna, ale robi to dla mnie... O założeniu obroży nie ma mowy. Szczepienie na pętli. Nutella musi jechać do hotelu z resocjalizacją, ale ZAWSZE jest coś pilniejszego, więc czeka... czeka... czeka.
Wydatki na dzikie psy, które są obecnie w hotelach ze szkoleniem to 2000 zł miesięcznie. Nie stać nas na więcej. W kolejce, prócz Nutelli czeka Kiwi, Kufel i Tundra. Dwa ostatnie to kolejne 600 zł, które pozwala im wyłącznie utrwalać przyzwyczajenia. Gdyby ta zbiórka uzbierała zaplanowaną kwotę - jeden z oczekujących mógłby wyjechać. Miejsca są. Pieniędzy nie ma.
Kufelek miał dzisiaj kastrację. Pakowany na pętli chciał zagryźć wszystkich dookoła w oszalałym strachu. Kolejne miesiące spędzi w miejscu, gdzie nikt nie potrafi go oswoić. Wypracuje sobie relację na odległość. Szanse na dom dla Kufelka wynoszą zero.
Dla Kiwi też czas się zatrzymał. Dostaje jeść, biega z innymi psami, żyje na podwórku, zachowując dystans. Nikt jej w takim stanie nie zabierze do domu. Dom tymczasowy w mieszkaniu w Warszawie zakończył się zdemolowaniem żaluzji, stołów, kanapy. Stres był potworny, nasz nie mniejszy... Porażka. Wróciła na podwórko i tam została. Nie mamy środków, by to zmienić. Więc czeka, a czas płynie...
Śliczna Tundra wygrała los na loterii, przynajmniej w jej pojęciu. Mieszka w domu, robi, co chce, wypracowała sobie takie relacje z opiekunami, które jej nie stresują. Gdyby nie fakt, że dom to hotel a opiekun to ktoś, kto honoruje jej zachowanie i zgadza się na ograniczenia - Tundra z pewnością zareagowałaby straszliwym stresem na próby bliskiej poufałości i kłapała ząbkami. Tundra funkcjonuje identycznie jak Nutella i Kiwi. Jest zadowolona z życia i trzyma człowieka na dystans. Ale nie jest ogłoszona do adopcji, bo NIKT takiego psa nie przygarnie.
Tak więc trwamy w nadziei, że znajdzie się sponsor, albo któraś zbiórka nareszcie przyniesie efekt i chociaż jeden pies z grupy niekwalifikujących się do adopcji - wyjedzie i po kilku miesiącach będzie mógł zostać ogłoszony jako "grzeczny, przyjacielski, chodzi na smyczy, przychodzi na wołanie". Póki co taki opis pozostaje w sferze marzeń.
Zabraliśmy te psiaki nie po to, żeby miesiącami trwały w nieufności. Ta nieufność zaczyna być stanem normalnym. Trzeba przekroczyć nieszczęsny metr powietrza. Gdzieś głęboko w sercu one przecież marzą o tym, by je ktoś przytulił! By były tak odważne, jak inne psy i mogły podawać łapę, wchodzić nam na kolana i na głowę... Tylko tak strasznie się boją spróbować...
Bardzo prosimy o dobry wynik zbiórki, żeby choć jeden z nich mógł wyjechać!
Loading...