Ocalić Kocią Przystań, przystań do nowego życia

Closed
Supported by 154 people
15 571 zł (103,8%)

Started: 29 June 2020

Ends: 01 September 2020

Hour: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Dziesięć lat minęło odkąd grupka znajomych zaczęła nierówną walkę z prozą dnia codziennego bezdomnych, osieroconych, czy też porzuconych przez właścicieli kotów. Dziś możemy powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, aby pomagać rocznie setkom kocich istnień.

Jednak wszystko ma swój czas i to właściwie, w tym momencie przyszedł kres i na nas. Jest dopiero połowa roku, a już możemy powiedzieć, że jest to dla nas i dla naszych podopiecznych rok bardzo ciężki i smutny. Nie jesteśmy w stanie uratować już ani jednej strudzonej kociej duszyczki.

Mało który zwierzak, którego przyjmujemy, nie wymaga interwencji weterynarza. Kociaki musimy odrobaczyć, odpchlić, zaszczepić, zaczipować, wykastrować, nierzadko wyleczyć z różnych chorób. Czasami trafiają się nam naprawdę bardzo ciężkie przypadki. Kociaki są schorowane, wycofane, w podeszłym wieku, czy są to koty wymagające interwencji chirurgicznej, a co za tym wszystkim idzie większe wydatki finansowe. Sytuacja spowodowana Covid-19 również uderzyła w nas pozbawiając nas możliwości prowadzenia zbiórek w szkołach, organizowania spotkań, eventów, które bądź co bądź pomagały nam w pozyskaniu darowizn.

Mimo naszych najszczerszych chęci i tony zaangażowania, stanęliśmy nad przepaścią, która obrazuje się brakiem płynności finansowej. Lecznica, z którą współpracowaliśmy przez wiele lat wypowiedziała nam współpracę. Powodem jak się można było spodziewać było powiększające się zadłużenie (na chwilę obecną 8 tys zł). Mamy również zaległości w spłacie w drugiej lecznicy oraz zalegamy z opłatami za czynsz. Zawsze spłacamy nasze długi, ale nie oszukujmy się: nie jesteśmy dochodową firmą, tylko przytuliskiem dla zwierząt. Nie zarabiamy, nie dostajemy dopłat od miasta do czynszu czy weterynarza. Nasi wolontariusze nie pobierają wynagrodzenia, a nierzadko finansują nasze potrzeby z własnej kieszeni.

Na ten moment pod naszą opieką znajduje się około 50 zwierząt, których utrzymanie spędza nam sen z powiek. Nie wiemy co przyniesie jutro i czy będziemy w stanie zapewnić im byt i miejsce do życia. W tym momencie nasza dalsza działalność stoi pod znakiem zapytania. Jak mamy odmówić kotom jedzenia, aby spłacić zaległości? Nie chcemy stracić tego miejsca, które od wielu lat funkcjonuje dzięki Waszym datkom i daje nadzieje dla kolejnych kocich serc, dlatego błagamy pomóżcie nam ocalić kociarnię, miejsce, które dla wielu kotów jest przystanią, przystanią do lepszego życia.

To tylko część naszych najbardziej wymagających podopiecznych:

Czarny Staś - kot, który nie miał w życiu łatwo. Był bity, kopany. Jego kudłaty kumpel został zabity łopatą. Odebrany interwencyjnie. Kociak miał problemy behawioralne. Bał się ludzi, a nawet różnych przedmiotów. Po ciężkiej pracy częściowo otworzył się, zaczepia, przytula się a nawet zaczął się bawić.

Migdałek - przyjechał do nas z Ukrainy, zaraz po operacji zszycia przepony. U nas dochodził do siebie, pod czujnym okiem chirurga. Znalazł już swój dom.

Imka - kotka, która trafiła do nas jako bezbronne, 4-tygodniowe, porzucone przez matkę kocie z wypadniętym odbytem. Nadal czeka na dom.


Stevie - koci staruszek, mieszkający w domu gdzie nie stroniono od narkotyków, porzucony i odebrany przez nas interwencyjnie. Kotek ma zamglone oczy, niedowidzi, a jego kanały słuchowe są zatkane. Kocurek ma również struwity. Jest kocią gadułą i bardzo pragnie kontaktu z człowiekiem. 

Stevie z kumplem Sylwestem Sztygarem, kotem z kopalni. Przyszedł do nas czarny, dopiero później okazało się, że jest posiadaczem również białego futerka. Trafił  do nas wychudzony i początkowo nie umiał dogadać się z kotami. Teraz jest pulpecikiem nadal czekającym na dom.

Józia - bardzo żywiołowa i proludzka koteczka. Kilka dni po zabiegu kotka zaczęła być osowiała, miała wysoką temperaturę. Okazało się, że kotka ma wielki ropień pod raną. Kotka musiała być na nowo "otwierana", rana została oczyszczona. Kotka dochodzi do siebie i zaczyna dokazywać.

Pan Albert - pół życia spędził na dworze, jego domem był śmietnik, na którym też znajdował pożywienie.  Albert ma grzybicę, którą "poczęstował" też Yogiego. Kociaki są pod opieką dermatologa.

Diuna - nasza weteranka. To już trzeci rok kiedy Diuna spędza w kociarni. W nowym domu była miesiąc, z niepowodzeniem, gdyż nie dogadywała się z rezydentem. Pod wpływem stresu kotka zaczęła się wylizywać i wróciła do nas jak obskubany kurczak...

Prosimy o wsparcie i dziękujemy!

Supporters

Loading...

Organiser
0 actual causes
16 ended causes
Supported by 154 people
15 571 zł (103,8%)