Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy w imienunHarrego bo udało mu się nie tylko wyzdrowiweć ale i trafić do wspaniałego domu
Jest takie miejsce na skraju miasta - coś jakby giełda, wielkie targowisko. Zanim jeszcze słońce wzejdzie, na placu już zaczyna się ruch. Sprzedawcy zjeżdżają się tu z całego regionu. Skoro świt na targowisko schodzą się pierwsi klienci. Gwaru jest tu co niemiara do samego południa, potem powoli życie na placu zamiera. Po południu jest już prawie zupełnie pusto.
Wtedy właśnie z ukryć wychodzą mieszkańcy tego miejsca – koty. Wtedy też każdego dnia pojawiają się one – wolontariuszki. Nie tylko zostawiają kotom coś pysznego do jedzenia, ale także opiekują się stadem bacznie obserwując, czy oby przypadkiem żaden z kotów nie wymaga pomocy. Uważnie liczą kocie głowy i gdy tylko pojawi się wśród nich nowa, dbają także o to, by jak najszybciej złapać i wykastrować każdego nowego w stadzie. Mieszkające w owym miejscu koty to takie typowe koty wolno żyjące. Człowieka obserwują z dystansu, są nieufne, nie domagają się zbytnio uwagi, nie proszą o pieszczoty, ale dobrą karmą i miską świeżej wody nigdy nie pogardzą.
Pewnego razu gdzieś między straganami przemknął niewidywany tu wcześniej kot. Kilka dni później pojawił się znowu. Był nieco zdezorientowany i nieufny. Kolejnego dnia przyszedł znowu, tym razem w miejsce, gdzie wolontariuszki zostawiały karmę. Nim jednak zdążył podejść do miski, inne koty szybko go pogoniły, a ten nawet nie próbował się obronić i walczyć o swoje. Dostał swoją porcję w innym miejscu, ale i tego dnia nie odważył się podejść do człowieka. Wolontariuszki postanowiły działać i w kolejnych dniach próbowały złapać kota. Nie udało się to od razu. Z każdym kolejnym dniem kot wydawał się zachowywać coraz dziwniej, jak na kota wolno żyjącego. Był wystraszony, zdezorientowany i jakiś taki mało zaradny, ale przy tym także nieufny. W końcu wszedł do klatki. Ponieważ lecznice były już zamknięte jedna z wolontariuszek zaoferowała, że przechowa go do rana.
W trakcie transportu i przenoszenia kot ani razu nie prychnął, nie syknął. Kiedy wolontariuszki już w bezpiecznej piwnicy ściągnęły koc z klatki, by przyjrzeć się kotu w dobrym świetle, ten siedział spokojnie i cichutko miauczał. Pozwolił się dotknąć przez kraty klatki, nie było w nim ani grama agresji. Choć był nieufny i unikał człowieka, intuicja podpowiadała wolontariuszkom, że to nie jest kot wolno żyjący, a przerażony domowy kotek, który nie wiedzieć czemu, znalazł się w zupełnie obcym miejscu na ulicy.
Następnego dnia z samego rana wolontariuszka pojechała z kotem do lecznicy. Głównym celem tej wizyty była kastracja, ale wolontariuszka przekazała lekarzom swoje przypuszczenia co do historii kota i poprosiła, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Intuicja i doświadczenie wolontariuszek nie zawiodły. Choć kot kulił się ze strachu, bez problemu pozwolił się wziąć na ręce, pogłaskać. Nie sprawiał także problemów przy badaniach. W tym momencie jasne stało się także to, że kot nie mógł wrócić na ulicę. Tym sposobem Harry, bo tak dostał na imię, stał się kolejnym podopiecznym Fundacji Felineus.
Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę spotkało Harrego. Czy został porzucony? A może przyjechał na giełdę z którymś z dostawców i nikt nie zauważył kota w aucie? Jedno jest jednak pewne - od teraz Harry jest już bezpieczny, a my zrobimy wszystko, by odbudować jego życie na nowo. Harry z pewnością potrzebuje trochę czasu i dużo miłości, aby znów w pełni zaufać człowiekowi. Musimy także zadbać o jego zdrowie, bo jest dość zaniedbany. Harry wymaga wyleczenia świerzbu, kilkukrotnego odrobaczenia, odpchlenia, podstawowych badań, a także szczepień.
Choć Harry wciąż jeszcze jest przerażony i zszokowany, w jego oczach powoli zapala się iskierka nadziei. Chcemy podarować mu lepsze jutro, ale nie damy rady bez waszej pomocy. Utrzymanie i opieka lekarska to kolejne wydatki, a nasze konto świeci pustkami. Prosimy, ten kolejny raz prosimy Was o pomoc… bo każda złotówka ratuje kocie życie.
Ładuję...