Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Renet pięknie Wam dziękuje za opłacenie jego leczenia <3 <3 <3
Kocurek opuścił lecznicową klatkę i wrócił do naszego azylu :) Jak był dziki tak jest dziki, ale już go brzuszek nie boli, musi mieć co prawda specjalną dietę, ale czuje się fantastycznie. Jesteście wspaniali - pomogliście kotkowi, który nigdy nie pozwoli się nawet paluszkiem tyknąć człowiekowi, wiemy, że miłym pomaga się łatwiej, a Wy pomogliście dzikuskowi <3
Siedzę w klatce w lecznicy i słucham, o czym rozmawiają inne kotki, które tu są. Że chcą wyzdrowieć i mieć domy, znaczy mieszkać pod jednym dachem z ludźmi. Fuj! Nie obraźcie się, ja do Was nic nie mam, ale urodziła mnie dzika mamusia, nauczyła mnie, żeby się ludzi bać i się do nich nie zbliżać.
Żyliśmy sobie spokojnie na dworze skutecznie unikając ludzi. I wtedy stało się coś, co sprawiło, że upewniłem się, iż moja mamusia miała co do ludzi rację. Pewna pani wpadła na pomysł, żeby „uratować” nas i mamę. Złapała nas do specjalnej klatki i zabrała do swojego mieszkania. Moja mama miała wtedy już kilka lat, tak się bała, że bardzo zachorowała i jej już nie ma. Ja też czułem się tam okropnie, na dworze mogłem czasem złapać myszkę, jadłem mało, ale rzadko bolał mnie brzuszek. W tamtym mieszkaniu jadłem tylko to, co dostałem, a pani nie miała pieniążków, żeby nam kupować lepsze jedzenie. Czasem nie było co jeść, a czasem jedliśmy chleb z wodą. Zdarza się tak, że nieszczęście jednego jest wybawieniem dla kogoś innego. Tak było i w moim przypadku.
Pani miała problemy z prawem, nie chciała ponieść jakiejś kary, więc uciekła, a nas zostawiła zamkniętych w mieszkaniu. Pomogli nam dobrzy ludzie i tak trafiliśmy do cioć. Tylko wiecie, żeby to było jasne, ja i moje rodzeństwo nie mieszkamy w pokojach z ciociami, tylko z dzikimi kotkami. Mamy dwa pokoje i ogromny, zabezpieczony wybieg, a ciocie widujemy dwa razy dziennie, jak jedzonko dają i nam sprzątają. Siedziałbym sobie tam dalej szczęśliwy, gdyby nie to, że bardzo pochorował mi się brzuszek. Ciocie nie wiedzą, co mi jest, muszę mieć jakieś badania, dostawać leki. Chciałbym szybko się wyleczyć i wrócić na mój wybieg. Wiem, że głupio powiedzieć Wam na początku, że nie przepadam za towarzystwem ludzi, a potem prosić, żebyście opłacili moje leczenie, ale ja też jestem kotkiem, tylko ludzi poznałem za późno i wcale nie od najlepszej strony…
Nazwaliśmy kocurka Renet. Jest malutki, ale ma jakieś dwa, trzy latka. Nigdy nie zrozumiemy, dlaczego ludzie unieszczęśliwiają dzikie kotki i zmuszają je do życia ze sobą. Renet i jego rodzeństwo się nas zwyczajnie boją i potrafią nawet ze strachu pacnąć łapką. Chętnie żyją koło nas, ale nie z nami. Malec nam się pochorował, weterynarze podejrzewają IBD, ale diagnozę może potwierdzić tylko badanie usg, które będzie w przypadku Renetka będzie wymagało znieczulenia, inaczej nas i lekarza pożre.
Prosimy Was pięknie o pomoc, dziki z niego kotek, ale bardzo potrzebuje badania usg, krwi, opłacenia pobytu w lecznicy i leków. Cierpi tak samo, jak domowe, oswojone pieszczochy i tak samo zasługuje na szczęście. Dla niego szczęście jest czymś innym niż dla domowego kotka.
Ładuję...