Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Gdyby nie Wasze wsparcie nie udałoby się nam pomóc Skanii. Przepięknie Wam dziękujemy, uratowaliście życie słodkiej koteczce i daliście jej szansę na prawdziwy domek <3
Poczekaj! Nie odchodź! Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj! Błagam Cię, ja sobie nie poradzę, ja się urodziłam w domu, nie zostawiaj mnie tutaj!
To było już dawno temu, ale kiedy sobie przypomnę to uczucie... Nawet teraz paraliżuje mnie strach. Poradziłam sobie, przeżyłam lato, jesień, zimę i wiosnę. Wiele razy okropnie marzłam, większość czasu nie mogłam zasnąć, bo cały czas ssało mnie w brzuszku z głodu. Pierwsze dwa tygodnie były najgorsze. Nie wiedziałam, skąd brać jedzenie, gdzie się schować przed zimnem, nie wiedziałam, że nie wszystkie kotki są miłe i parę razy od tych mniej miłych oberwałam. Udało mi się jednak przeżyć, nie zabił mnie żaden samochód, żaden piesek nie zrobił mi krzywdy. Wiecie, kiedy mnie wyrzucono, miałam jakieś pół roczku. Byłam jeszcze kociaczkiem.
Urodziłam się w domu, znałam tylko ten dom, nie miałam pojęcia o życiu na ulicy. Półroczne kotki, które mieszkają z ludźmi, zajmują się jedzeniem, spaniem i zabawą ze swoim człowiekiem wędką z piórkami albo piłeczkami. Taki kotek, który mieszka na ulicy, nie ma czasu się bawić. My albo szukamy jedzonka, albo ciepłego miejsca do spania. Jedzenie dawali mi dobrzy ludzie i to oni postanowili, że skoro jestem kotką to wiosną trzeba mnie wysterylizować, żebym w takich warunkach nie musiała jeszcze martwić się o maleńkie kocięta. Zabrali mnie do cioć, ciocie myślały na początku, że ja będę dzikim kotkiem... Jak tylko zobaczyłem ciocie, zaczęłam śpiewać, nawoływać, tańczyć w klatce i prosić o uwagę. Nareszcie po wielu miesiącach znowu byłam pod dachem. Większość kotków klatek nie lubi, nie powiem, żebym ja lubiła, ale klatka stoi w pomieszczeniu z dachem, jest ciepło i mam co jeść. W sumie to spełniły się moje marzenia. O prawdziwym domku nawet nie śmiem marzyć. Co prawda ciocie powiedziały, że skoro ja tak bardzo kocham ludzi, to nie wrócę w tamto miejsce, tylko będziemy mi szukać prawdziwego domku. No tylko kto mnie zechce? Skoro nie chciano mnie, kiedy byłam malutka, to teraz tym bardziej nikt mnie nie pokocha…
Nazwaliśmy ją Skania. Była wolno bytującym kotkiem dokarmianym na terenie zakładu. Bardzo słusznie uznano, że skoro jest kotką, to na wiosnę należy jej się sterylizacja i w tym celu przyjechała do lecznicy. Jednak po kilku godzinach było dla nas jasne, że Skania kotką dziką nie jest. Jest nie tylko oswojona, ale i zakochana w ludziach. Niewiele kotków śpiewa na nasz widok tak jak ona. Wystarczy wziąć ją na ręce i grucha jak gołąbek, patrzy głęboko w oczy i stara się całować – w nos, w brodę, gdzie się da. I gada. Gada jak najęta cały czas. Skania domek znaleźć musi. Każdy, kto ją pozna, z pewnością się w niej zakocha. Jednak zanim będzie mogła poszukać domku, musi zostać odrobaczona, wysterylizowana, zaszczepiona i przebadana na choroby zakaźne. Opłaciliśmy jej odpchlenie i dwa dni pobytu w lecznicy, na więcej naprawdę nie mamy.
Przepięknie Was prosimy, pomóżcie nam uzbierać.
Ładuję...