Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Nasz mały Loluś przegrał walkę o życie :(
Pozostawił po sobie pustkę i żal. Żegnaj nasz ukochany "Półkocie", biegaj szczęśliwie po niebiańskich łąkach...
Loluś cały czas przebywa w szpitalu. Choroba na dobre daje mu się we znaki :( Malucha męczą wymioty i biegunka, nie chce jeść. Konieczne jest zatem dokarmianie i wspomaganie wzmacniającymi kroplówkami. Udało nam się zdobyć surowicę od ozdrowieńca, która została już podana. Oprócz tego oczywiście cała masa leków i środków wspomagających odporność. Lekarze z całych sił walczą o życie naszego "Półkota".
Kochani bardzo prosimy was o pomoc, o mocno zaciśnięte kciuki i grosik do kociej skarbonki. Zrobimy wszystko, aby Loluś wygrał tę walkę.
Wydawało się, że mały Loluś wrócił do zdrowia. Kilka dni temu zakończył antybiotykoterapię, po nadżerkach nie został ani ślad, kociak znów się bawił i był radosny.
W niedzielę rano opiekunka zauważyła, że maluch zwymitował śliną. Nie chciał nic jeść. Przez kolejne godziny jego stan nie poprawiał się; wręcz przeciwnie z godziny na godzinę było coraz gorzej. Loluś zrobił się apatyczny, trzęsło go, chował się pod kocem, przyjmował pozycję bólową. Po raz kolejny zwymiotował. Całe szczęście jedna z lecznic, z która współpracujemy dyżuruje w niedzielę. Decyzja mogła więc być tylko jedna - wizyta u lekarza.
Lekarz po zbadaniu Lolusia od razu podejrzewał najgorsze - panleukopenię. Podjął decyzję o przyjęciu malucha do kociego szpitala. Chwilę później wykonany test potwierdził najczarniejszy scenariusz.
Panleukopenia to podstępna i niebezpieczna choroba. Śmiertelnośc wśród młodych, nieszczepionych kociąt, a więc takich jak Loluś, sięga nawet 70%. Podanie surowicy od kota ozdrowieńca zwiększa szanse na przeżycie, dlatego próbujemy jak najszybciej znaleźć dawcę.
Loluś, podpięty pod kroplówki walczy o życie w szpitalu. To ogromne koszty, dlatego jesteśmy zmuszeni podnieść kwotę akcji. Was nasi Drodzy Przyjaciele ogromnie prosimy o wsparcie w tej trudnej walce. Każda podarowana złotówka, każde udostępnienie i mocno zaciśnięte kciuki, mają ogromną moc.
Cały czas szukamy także kotów - dawców, które wygrały walkę z panleukopenią. Jeśli któryś z waszych podopiecznych mógłby podzielić się tym darem krwi prosimy o kontakt.
Minęło kilka dni od momentu, kiedy Loluś trafił do domu tyczasowego. Do tej pory był wesołym, żywiołowym kociakiem. Z dnia na dzień jego zachowanie zaczęło się zmieniać. Mniej jadł, więcej spał, jego futerko zmierzwiło się. Opiekunka zauważyła, że kociak dziwnie przeżuwa każdą porcję jedzenia i ma odruch wymiotny. Raz po raz maluch zaczął pluć i wymiotować śliną. Reakcja była natychmiastowa - wizyta w lecznicy. Szybko też pani doktor udało się ustalić przyczynę tych dolegliwości. Kiedy zaglądnęła do kociego pysia, jej oczom ukazały się nadżerki - a zatem własnie stanęliśmy do boju z kalcywirozą. Jak pewnie wielu z was wie, to bardzo niebezpieczna choroba wirusowa, a lista powikłań jest ogromna. Lolusiowi wykonano podstawowe badania, dostał kroplówkę, antybiotyk, leki i środki wspomagające odporność. Najbliższe dni to kolejne wizyty, leki, kroplówki i obserwacja, a jeśli stan kociaka nie poprwi się - niestety hospitalizacja...
Was Kochani prosimy o mocno zaciśnięte kciuki i grosik do kociej skarbonki, bo każda wizyta, każdy zastrzyk, każde badanie, niestety słono kosztuje. Mocno wierzymy, że nasz Loluś wygra w tej walce.
Jest 6 rano. Za oknem jeszcze mrok, ale osiedlowy sklep w jednym z podkarpackich miasteczek jest już otwarty. Do sklepu wchodzi zaaferowana kobieta i donośnym głosem mówi od progu:
- Miałam nadzieję Panią spotkać, dobrze, że jest Pani w pracy. Musi mi Pani pomóc, na klatce schodowej w bloku obok siedzi kot, chce wejść do mieszkań. Ja muszę iść do pracy. Proszę jakoś pomóc temu kotu.
Kobieta nie bez powodu zwróciła się o pomoc do pracownicy sklepu. Pracownica od lat pomaga kotom w okolicy, o czym wie wielu okolicznych mieszkańców.
- Proszę mi powiedzieć, co to za kot? Jak wygląda?
- Taki łaciaty, kolorowy, był w klatce schodowej w środku.
- A to młody kot, czy starszy? Proszę go opisać
- No wie Panie, to takie „pół kota” było. Proszę mu pomóc, ja muszę iść. Do widzenia.
Kobieta zamyka za sobą drzwi, w sklepie zostaje tylko pracownica. W tle w radioodbiorniku słychać prognozę pogody: „IMGW wydało ostrzeżenie dla południowej Polski. W najbliższych dniach spodziewajmy się obfitych opadów śniegu. Słupki rtęci pójdą w dół do nawet -15°C”. Pracownica zaczyna rozmyślać... Nie może wyjść z pracy i szukać kota. Jest tak bardzo zimno, a straszą, że będzie jeszcze większy mróz. Co jeśli ktoś wyrzuci kota na zewnątrz? Czy „Półkot” jest na tyle duży, by sobie poradzić? Co robić? Jak go zabezpieczyć? W końcu wpada na pomysł, dzwoni do koleżanki, też kociary.
Na szczęście dziewczyna jest w domu, obiecuje pójść poszukać kota. W międzyczasie pracownica sklepu dzwoni też do zaprzyjaźnionej Fundacji Felineus z pobliskiego Rzeszowa, bo wie, że jeśli uda się znaleźć „Półkota” to ani ona, ani jej koleżanka nie mogą go zatrzymać dłużej niż kilka dni (obie mają już pod opieką zbyt dużo zwierzaków po przejściach). Nasza wolontariuszka obiecuje pomóc, pozostaje tylko jedna kwestia – znaleźć kota. Niestety okazuje się, że kot zniknął. Nie ma go ani na klatce schodowej, ani na zewnątrz w okolicy. Koleżanka pracownicy sklepu zaczepia i wypytuje o kota, kogo się da. Każdemu zostawia swój numer telefonu i prosi o kontakt jeśli tylko kot się pojawi. Przy okazji dowiaduje się, że „Półkot”, to prawdopodobnie młody kociak, a w okolicy pojawił się kilka dni temu. Wielu ludzi widywało go od kilku dni… jak zwykle nie pomógł nikt…
Mijają godziny, ale telefon milczy. Po wyjściu z pracy pracownica sklepu idzie szukać kota, ale nigdzie go nie ma. Dopiero wieczorem, do jej koleżanki ktoś dzwoni. „Półkot” znów jest w klatce. Kobieta prosi o jego zabezpieczenie, i czym prędzej udaje się na miejsce. Chwilę później ma już kociaka w transporterze.
Wyjaśnia się także, dlaczego kota nie było cały dzień. Dzieci z sąsiedztwa zabrały go do mieszkania, żeby się z nim pobawić, a wieczorem wypuściły go z powrotem na klatkę.
Nasz „Półkot” to faktycznie młodziutki, około 4-miesięczny kocurek. Bardzo towarzyski i zabawowy. W mieszkaniu czuje się jak u siebie, ufnie garnąc się zarówno do ludzi jak i do innych zwierząt. Po rozmowie z naszą wolontariuszką kobieta zgadza się przetrzymać kociaka jeszcze jeden dzień u siebie. W tym czasie maluch dostaje preparat przeciwpasożytniczy oraz zostaje zabezpieczony surowicą, bo w ostatnim czasie w regionie szaleje panleukopenia. Wolimy dmuchać na zimne, dlatego dopiero tak zabezpieczony kociak trafia do domu tymczasowego.
Nasz „Półkot” dostaje na imię Loluś. W pierwszym kontakcie to faktycznie niesamowicie rezolutny i miziasty maluch. Kiedy jednak jego opiekunka przygląda mu się uważniej, dostrzega, jak ogromnej krzywdy doznał w przeszłości. Loluś delikatnie utyka na tylną łapkę, ma złamaną i krzywo zrośniętą końcówkę ogona, jego wibrysy są równiutko przycięte, tak jakby ktoś celowo to zrobił. A na koniec porzucenie...
Na samą myśl o tym, co spotkało tego zaledwie 4-miesięcznego kociaka, łzy same cisną się do oczu. Bo być może ktoś wyrafinowanie i premedytacją zadawał mu ból i patrzył, jak cierpi. To aż nie do uwierzenia, że mimo tak traumatycznych przeżyć Loluś wciąż bezgranicznie ufa człowiekowi, prosząc o jego obecność.
W imieniu skrzywdzonego Lolusia prosimy także my. Każda taka historia to dla nas kolejne finansowe zobowiązania. Musimy zapewnić Lolusiowi najlepszą opiekę. Łapka i ogon będą prawdopodobnie wymagały konsultacji chirurgicznej. Kociaka czeka cały pakiet badań i profilaktyka. Nigdy nie wymażemy potwornej przeszłości, jaką przeżył ten maluch, możemy jednak wspólnymi siłami napisać jego szczęśliwą przyszłość. Z waszą pomocą na pewno będzie to o wiele łatwiejsze.
Ładuję...