Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bardzo dziękujemy za wsparcie dla Lotty. Historia potoczyła się dość niecodziennie - właściciel Lotty odnalazł się, jak się okazało szukał jej cały czas. Na widok swoich opiekunów Lotta ożywiła się i od razu ufnie do nich podbiegła, musiała bardzo tęsknić. Kotka szczęśliwie wróciła więc do domu.
Dzięki waszemu wsparciu opłaciliśmy w całości leczenie i pobyt kici w Fundacji.
Tego dnia otrzymaliśmy dość nietypowe zgłoszenie:
"W kąciku klatki schodowej jednego z rzeszowskich wieżowców, w centrum miasta, siedzi malutka, skulona kotka. Nikt z mieszkańców jej nie zna. Nie mam możliwości jej zabezpieczyć. Nie wiem, co robić. Pomocy”.
Nie mieliśmy wątpliwości, że musimy działać szybko. Kotka w każdej chwili mogła wydostać się z klatki schodowej i przerażona pobiec na przepadłe. Jedna z naszych wolontariuszek, mieszkająca blisko miejsca zgłoszenia szybko ruszyła na pomoc. Całe szczęście zdążyła na czas, malutka kicia wciąż siedziała w tym samym miejscu – była potwornie przerażona, ale nie stawiała oporu, by ją zabrać. Trafiła pod naszą opiekę, a my z nadzieją szukaliśmy jej właściciela.
Byliśmy niemal pewni, że koteczka komuś uciekła, że ktoś jej szuka i tęskni za nią… niestety chyba tym razem przeliczyliśmy się… Przez kolejne dni telefon milczał, skrzynka z wiadomościami była pusta… Nikt się do niej nie przyznał… Koteczka nie miała chipa, obroży, tatuażu, czegokolwiek co mogłoby pomóc w odnalezieniu jej opiekuna. Ze statusem „kolejny podrzutek” dołączyła więc do grona naszych podopiecznych. Dostała na imię Lotta.
Jak zawsze w takich sytuacjach rozpoczęliśmy proces przygotowania koteczki do adopcji. Lotta zjawiła się w lecznicy na kontrolnych badaniach. Testy w kierunku FeLV i FIV na szczęście dały wynik ujemny. Kotka została odpchlona i odrobaczona, a w kolejnych dnia także wykastrowana. I choć z jej oczu wciąż bił strach i niepewność mieliśmy nadzieję, że to wszystko minie, a nam uda się szybko znaleźć dla niej kochający dom…
Niestety kotka po zabiegu kastracji poczuła się gorzej. Przez pierwszą dobę nie chciała jeść. W kolejnej dobie w końcu przełamała się i zaczęła jeść, ale pojawił się następny problem. Przerażenie przerodziło się w agresję. Nie dała się złapać, ani do siebie podejść. Zaczęła ostrzegawczo syczeć i uderzać łapkami. Zgodnie z zaleceniami opiekunce udało się „przemycić” środek anty-stresowy w karmie, a także podać zawiniętą w masło tabletkę przeciwbólową. Lotta poczuła się nieco lepiej. Minęła agresja, ale wciąż pozostała nieufność.
Jej przeszklone wielkie oczy zdradzają, że coś jest nie tak. Na ten moment nie wiemy jednak, czy jest to problem natury fizycznej czy psychicznej. Lotta wciąż dostaje leki, a my obserwujemy. Jednak jeśli kolejne dni nie przyniosą poprawy czekać nas będzie dalsza diagnostyka, a nie wykluczone także, że hospitalizacja, jeśli nie będziemy w stanie w warunkach domowych zrobić nic więcej niż „przemycanie leków w jedzeniu”.
Mieliśmy nadzieję, że historia Lotty będzie jedną z tych, do których szybko dopiszemy szczęśliwe zakończenie. Życie jednak postanowiło kolejny raz z nas zakpić i napisało własny scenariusz. Dlatego w imieniu Lotty bardzo prosimy o wsparcie. Bo tylko z waszą pomocą możemy odmienić jej los.
Ładuję...