Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc finansową dla Birmy i Lori. Koteczki wyszły z choroby. Lori znalazła nowy dom, a Birma po sterylizacji, z racji tego że była kotem bardzo nieufnym, została wypuszczona w swoje środowisko, gdzie żyje do dziś jako kot wolno żyjący.
Za uzbierane pieniądze pokryliśmy koszty diagnostyki i leczenia kotek oraz sterylizację Birmy. Jeszcze raz serdecznie dziękujemy!
5 stycznia dostaliśmy zgłoszenie o takiej treści:
"W dniu wczorajszym, tj. 4 stycznia, wracając z pracy ulicą Osmęckiego w Rzeszowie, zauważyłam pod jedną z choinek kotkę z małym kociakiem. Byłam tam dziś z rana (5 stycznia) przed 7:00 i była kocica, a z pudełka wyszedł zmarznięty kociak. Dałam jej jeść. Kotka jest nieufna i jak się podchodzi, to się cofa. Musiałam odejść troszkę, by odważyła się podejść do jedzenia.
Malucha też nauczyła nie ufać ludziom i on też odchodzi, jak się do niego chce podejść. Warunki, w jakich koczują, są bardzo ciężkie jak na zimę - zwykłe tekturowe pudełko, niczym nie ocieplone, położne na ziemi pod choinką, z jednej strony bez ścianki - zupełnie nie chroniące przed zimnem. Wokół były porozrzucane pojemniki po śmietanie, jakiś talerz z resztkami, co sugeruje że ktoś im podrzuca coś jeść. Wróciłam do domu i zrobiłam ocieplone z każdej strony styropianem pudełko, wyścielone materiałem. Brat pomógł mi je zawieźć. Gdy byłam z rana, było dość ciemno, więc nie zauważyłam tego co było jeszcze w tym starym pudełku - kociaczek czarny, nieżywy. Niestety, nie przetrzymał tego zimna. Chyba niedawno zdechł, bo jest wielkości tego drugiego, żyjącego kotka, więc to pewnie kwestia dni.
Te kotki spały w tym pudełku z tym nieżywym maluchem. Zabraliśmy go, żeby go pochować. Została przy życiu kocica i jeden biały w szare łatki kociak - prześliczny. Nie wiem, czy zaakceptują nową, cieplejszą budę, czy nikt tej budy nie rozwali, nie ukradnie, ale chociaż trochę będą mieć cieplej, jeśli się odważą do niej wejść. Ja nie wiem, jak one w tym zimnie do tej pory przetrwały. Mały ma ok. 2 miesiące (trudno określić). Teren jest ruchliwy, parking, ulica, wyprowadzane na spacer psy - niezbyt dobre warunki dla kotków. Gdyby one dały się złapać.... Gdybym ja wcześniej zauważyła to pudełko. I dlaczego nikt z osób tam mieszkających nie pomyślał, żeby im pomóc Niektórzy mówią, że koty żyjące na wolności świetnie sobie radzą - no to właśnie jest smutny przykład tego, jak sobie radzą... Brak słów".
Pojechaliśmy tam jeszcze tego samego dnia. Niestety, ani matki ani malca nie było. 6 stycznia o 7 rano kolejna próba. Kiedy podeszliśmy pod budkę, oczom ukazał się przykry widok. Drugi z malców (ten ze zdjęcia pod choinką) już nie żył. Wyglada na to, że malec umarł z zimna lub głodu (jedzenie, które zostawiali im ludzie to mleko i mokra karma - zanim zdążyły się odważyć i zjeść - zamarzło). Ale mogła go zabić również choroba wirusowa, tak jak dzień wcześniej jego brata.
Zainteresował nas jednak fakt, że nie było przy nim matki. Na świeżym śniegu wypatrzyliśmy ślady łapek - dużych i malutkich. Doprowadziły nas do stojących w pobliżu samochodów. Pod jednym z samochodów siedziała matka i jeszcze jeden maluszek. Maluch był bardzo głodny, w ciągu paru minut wszedł do klatki za jedzeniem i został złapany. Kiedy matka to zobaczyła, zrezygnowana obeszła samochody, podeszła do pudełek, w których mieszkały i z powrotem wróciła do samochodu, w którym został ulokowany malec. Na słowa "chodź kochana, chodź, pójdziesz do dziecka, zabierzemy was w ciepłe, bezpieczne miejsce" zareagowała jakby zrozumiała - weszła do klatki.
Kotki zostały zabrane do domu tymczasowego fundacji i ulokowane w izolatce. Początkowo były bardzo wystraszone, ale już po chwili pozwoliły się pogłasakać i pooglądać. Zarówno mama, jak i malec, są przeraźliwie chude i wyziębione (zwłaszcza maluszek). Malec mocno kaszle, pojawiła się też duszność. Kociątko ma straszną biegunkę, podbarwioną krwią. Futerko matki i malca śmierdzą oborą, co może wskazywać na to, że koty zostały przywiezione ze wsi. Przemawiałby za tym również fakt, że osoba, która się do nas zwróciła o pomoc, i która codzienne karmi koty wolnożyjące na tym osiedlu, zauważyła je dopiero w sobotę.
Oba koty są pod stałą opieką lecznicy. Dostały imiona: Birma (matka) i Lori (bo okazało się, że malec to dziewczynka). Potrzeba dużo czasu, żeby zregenerowały siły i wróciły do zdrowia.
Prosimy o pomoc dla tych dwóch skrzywdzonych znajdek.
Ładuję...