Fundacja upada a wraz z nią zwierzęta. Błagamy o POMOC

Zbiórka zakończona
Wsparło 795 osób
35 860 zł (71,72%)

Rozpoczęcie: 8 Listopada 2020

Zakończenie: 20 Sierpnia 2021

Godzina: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.
11 Listopada 2020, 12:07
Pęka nam serce-nasza fundacja upada tak realnie i bez wyolbrzymiania a wraz z nią nasze zwierzęta.

Niestety od kilku miesięcy nasze uratowane zwierzęta, które mieszkają w naszym ośrodku NIE DOJADAJĄ. Z racji katastrofalnej sytuacji finansowej fundacji jesteśmy zmuszeni karmić psiaki TYLKO 1 RAZ DZIENNIE. To dramat dla nas jako opiekunów i dla naszych zwierząt. Mela, którą przedstawiamy na filmiku jest porzuconą, młodą sunią w wyniku rządowych ogłoszeń typu "nie dotykać zwierząt domowych". Ktoś spanikował, ktoś porzucił. Nieważne - dobrze, że nie zabił. Niestety Mela była bardzo zarobaczona, miała biegunkę. Flora bakteryjna jelit woła o pomstę do nieba. Mela powinna jeść karmę weterynaryjną oraz przyjmować suplementy poprawiające przyswajanie. Ze względu na obecną sytuację Mela zjada to co inne psy - TropiDog, karma nie jest zła, absolutnie ale u Meli powoduje biegunkę. Jak Państwo widzicie Mela ma również problemy behawioralne, nad którymi pracujemy. Kochani serce nam pęka bo nasza fundacja upada tak realnie i bez wyolbrzymiania a wraz z nią nasze zwierzęta. Bardzo prosimy o pomoc.

Edycja dnia 06.04.2021r

Kochani na Wasze prośby przedłużamy zbiórkę. Dziękujemy również, że jesteście z nami. Wasza pomoc dla naszych podopiecznych jest nieoceniona.

To tylku kilku naszych podopiecznych. To Zosia, Maja, Tofik, Bella, Mela, Tosia psiaki nieadopcyjne z różnych powodów. Bardzo prosimy pomóżcie nam w tym ciężkim czasie.

Edycja dnia 24.02.2021r

Zbiórkę rozpoczęliśmy 8 listopada 2020r to już ponad 3 MIESIĄCE. Z dotychczas zebranych środków pokrywaliśmy zakup karmy suchej i mokrej w tym specjalistycznej, paszy dla koni, siana, słomy, środków do dezynfekcji, środków na odrobaczenie i odpchlenie, podkładów, witamin ,opłata za kowala ,zakup węgla, zakup płytek i potrzebnych materiałów do podstawowego remontu w boksach (pewne naprawy nie mogły czekać). Jakoś dzięki Waszym dobrym serduszkom nasze zwierzęta przetrwały te 3 miesiące za co z całego serca dziękujemy. Niestety pieniądze się skończyły, wielu darczyńców z powodu utraty źródła zarobku odeszło(oczywiście rozumiemy). W tej chwili nadszedł kolejny kryzys. Nie mamy środków na dalsze funkcjonowanie, na utrzymanie zwierząt. Przed nami kolejne odrobaczanie całego psio-końskiego stada, obowiązkowe szczepienia, coroczne badania kontrolne geriatrii, codzienne wyżywienie i miejmy nadzieję, że żaden zwierzak nie zacznie chorować. Fundacja jako organizacja NON-PROFIT nie może zaciągnąć kredytu żeby móc dalej funkcjonować. Wszystkie zwierzęta utrzymujemy tylko dzięki Waszej pomocy.

**************************************************************************************

Nie mamy już sił dalej prosić, nie wiemy już jak prosić. Pętla się zaciska na bycie fundacji - na bycie naszych zwierząt.
Codziennie podejmujemy walkę z rzeczywistością, z trudem codziennej pracy, z kolejnymi przeszkodami... Codziennie życie rzuca nam pod nogi kłody. Codziennie staramy się aby nasi podopieczni dostali posiłek, aby móc zapalić w piecu żeby nie marzły, aby z kranu leciała woda żeby mogły pić, aby każdy z nich mógł ŻYĆ -  NIE EGZYSTOWAĆ w przyzwoitych warunkach...
Codziennie pomagamy też zwierzakom, które bytują na ulicach, wspieramy też ubogich właścicieli zwierząt. Jednak to wszystko nic nie daje, jest coraz gorzej - nie wiemy już co robić. Jest nas TYLKO DWOJE i jesteśmy JEDYNĄ CZYNNIE DZIAŁAJĄCĄ FUNDACJĄ na tym terenie. Zwierząt przybywa, ostatnio otrzymaliśmy SMS z prośbą o pomoc:

Oddzwaniamy, pół godziny później babcia jest już na pokładzie naszego auta. 

Jedziemy prosto do weta, trochę nie wygodnie ale mamy tylko starą osobówkę. U weta pusto, cieszymy się bo nie trzeba czekać. Jednak na próżno, nie przyjeto nas bo "nie będę zmieniać rękawiczek" Ok. Jesteśmy przyzwyczajeni do takiego traktowania zwierząt na tym terenie. 

Szukamy pomocy dalej. Inny wet zajmuje się babcią, czyści rany, wyjmuje odłamki wybitych zębów. Staruszka wiele przeszła. Rany są stare, toczące zakażenie doprowadziło do gnicia tkanki. Jest źle ale ona walczy, chce żyć. 

Jest nam ciężko i o tyle trudniej, że mieszkamy ze zwierzakami w małej wsi woj.świętokrzyskiego, gdzie zwierzęta traktowane są jak żywe alarmy, a ich świat kończy się na długości łańcucha. Codziennie widzę krzywdę tych zwierząt, codziennie staram się z tym walczyć. Od lat pomagamy zwierzętom - jest nas tylko dwoje - my i te wszystkie skrzywdzone istnienia.

Początkowo pomagaliśmy zwierzakom z całej Polski, obecnie skupiamy się na terenach ościennych - głównie wiejskich i niedoinwestowanych. Pamiętam wszystkie te, którym pomogliśmy, a jest ich ponad 600 psów, kilkadziesiąt koni i kotów. Zajmujemy się głównie psami, które mają problemy behawioralne, katowanymi lub wedle niektórych "agresywnymi".

Pamiętam, jak dziś telefon zimowej nocy -"trzeba zabezpieczyć sunię, dostała siekierą w głowę, bo wygoniona wróciła do domu". Szybka decyzja, sprawdzenie, czy dzieci śpią, kartka na stole "Jestem pod telefonem, ratuję psa"- nasze dzieci już doskonale znają tę wiadomość. Jedziemy do Zakopanego, ok. 150 km w 1 stronę. Wracamy nad ranem z piękną Sendy - sunią husky. Nie opłaca się już kłaść i tak zaraz trzeba wstać i zająć się zwierzętami. Dla nas odległość i czas nigdy nie miały znaczenia. Bywało, że jechaliśmy pomóc na drugi koniec Polski.

Ile zwierzaków trafiło do nas, bo miały być niebezpieczne - "weź Pani, bo uśpię"- więc brałam. Niektóre z nich znalazły domy, inne nadal czekają. Ile psów przyjęłam pod nasz dach, bo inne majętne organizacje odmawiały. Ile? Nie zliczę.

Majeczka i Toffik są z nami od początku, od 2014 r. Dwa przerażone maluchy z lasu. Byłam przy ich wyłapywaniu, takiego strachu i przerażenia na widok człowieka nie sposób zapomnieć. Potem praca - ciężka, konsekwentna, cierpliwa - praca. Każdy dotyk sprawiał oddawanie kału i moczu. Teraz Maja i Toffik mieszkają z nami i zapewne z nami zostaną. Nawet po tylu latach boją się obcych.

Zosia, która na potęgę rodziła na targowicy. Zabraliśmy ją z ulicy ze szczeniakami, ludzie mówili "nic nieznaczący kundel"- teraz ten kundel to najfajniejszy Zosiek na świecie.

Kolejny telefon - kolejna prośba o pomoc. Duża sunia pod Tarnowem-ludzie się boją, przeganiają łopatami, bo duża. Znów jedziemy. Mamy ją. Piękna Sonia o błękitnych oczach. Chuda, zapchlona z biegunką -i tą nadzieją w oczach...

Tak, pamiętam wszystkie. Wszystkie te psie serducha. Z każdym z nich łączy nas więź, to my co rano od kilku lat wstajemy i idziemy, jak co dzień, je karmić, sprzątać, wypuszczać na wybiegi. To my każdego z nich traktujemy indywidualnie, bo każdy z nich ma inne problemy i inne potrzeby. To my musimy pamiętać, że Mela je karmę weterynaryjną a Fox niskobiałkową. O tym, że Max nie lubi Maxymiliana, a Reks boi się śliskich powierzchni. To my przeżywamy z nimi chwilę smutku, bólu i radości. To duża odpowiedzialność. OGROMNA.

Od roku ledwo wiążemy koniec z końcem. Ledwo starcza na jedzenie dla zwierząt, musieliśmy ograniczyć karmienie do 1 posiłku dziennie. Obecnie nie mamy środków na naprawy, środki czystości, opłaty za prąd i wodę. Już dwa razy odcięto nam prąd-dług spłaciliśmy dzięki Wam. Nie starcza na karmę ani na leczenie zwierząt. Nie stać nas nawet na zabiegi sterylizacji i kastracji, które są podstawą, aby zapobiegać bezdomności. Wszędzie mamy długi a spirala się nakręca. Nie chcemy takiego życia dla naszych zwierząt. Nasz dom-nasz i dwójki naszych dzieci w większej części oddaliśmy zwierzakom. Nasz dom trawi pleśń i ogniska grzyba jednak dbamy o to żeby zwierzaki miały dobre warunki.

Dotychczas dawaliśmy sobie radę, ale teraz w czasie pandemii sytuacja jest dramatyczna.

Co roku pomagały nam szkoły, zbierały karmę. Braliśmy udział w miejscowych wydarzeniach - teraz nie ma nic. Pandemia zamknęła wszystko a nam odebrała możliwość pozyskiwania pomocy. Sami ciężko pracujemy, aby utrzymać siebie i dzieci, dotychczas stać nas było na łatanie dziur w budżecie fundacji - niestety ten czas minął, nie mamy z czego nadal dokładać.

Jest nam coraz ciężej prosić o pomoc, brakuje słów i sił na dalszą walkę- to błędne koło, łzy bezradności napływają do oczu, bo jak wytłumaczyć zwierzęciu, że NIE MAMY ŚRODKÓW. Odwlekaliśmy decyzję o zamknięciu fundacji bardzo długo, bo zawsze po kryzysie przychodziło światełko nadziei. Teraz tej nadziei nie ma - zbiórki stoją, bazarki nie idą a telefony w sprawie adopcji milczą. Czy i tym razem pojawi się nadzieja? Czy pomożecie nam stanąć na nogi, uwolnić się od spirali długów i móc normalnie pomagać zwierzętom? W Was, kochani, jest nadzieja dla naszych zwierząt...

Często słyszę: "po co to robisz?", "niech inni pomagają", "to tylko zwierze, pchlarz lub kawałek mięsa". Często pytają: "nie brzydzisz się gówna sprzątać, przecież to śmierdzi?". Kto pyta? Pytają ludzie ci, którzy nigdy nie widzieli cierpienia zwierzęcia, którzy nie widzieli błagalnego, przerażonego wzroku skrzywdzonego psa. Pytają ci, którzy nigdy nie poczuli więzi ani wdzięczności ze strony zwierząt - ludzie biedni, pozbawieni uczuć wyższych.

Często pytają - "Jak to jest być Prezesem fundacji?" - Często odpowiadam - "Masz wszystko, bo jesteś wszystkim dla zwierząt, a jednocześnie nie masz nic".

Dziękujemy.

Organizator
0 aktualnych zbiórek
123 zakończone zbiórki
Wsparło 795 osób
35 860 zł (71,72%)