Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc dla naszych kociaków.
Wszystkie Niedźwiadki wyzdrowiały i znalazły nowe domy, skąd gorąco was pozdrawiają.
Pewnego dnia do wiejskiego gospodarstwa zawitała kotka z maluchami. Nie były to jednak wcale kocie wyrzutki, lecz po prostu wolno żyjące koty. Koty upodobały sobie wygodne miejsce w szopie nie robiąc przy tym zbytniego kłopotu gospodarzom. Gospodarze owszem zorientowali się, że w ich szopie zamieszkała kotka z kociętami, nie przegonili, ale nie zamierzali też mieszać się w kocie życie tych nieufnych i nieznających człowieka istot.
Lecz któregoś dnia kotka poszła i nie wróciła już więcej… Z szopy zaczęły dochodzić kocie płacze, głodne przerażone maluszki wciąż czekały na swoją mamę. Syn gospodarzy słysząc kocie wołanie postanowił jakoś pomóc kociakom. Wiedział, że to zadanie nie będzie takie proste, bo dzikie i nieufne maluszki wymagały oswojenia. Nie miał też co liczyć na pomoc i zrozumienie ze strony pracowników Gminy.
Mimo wielu przeciwności chłopak uparł się, że pomoże kociakom. Krok po kroku udało mu się oswoić maluchy. Zasięgnął rady znajomych, którzy doradzili mu wizytę z maluszkami u weterynarza i odrobaczenie. Tak też zrobił, udało się pokonać nie tylko paskudne robaki, lecz także wytępić podstępnego świerzbowca. Maluszki ładnie rosły, nauczyły się tulić do człowieka, stały się najukochańszymi kociakami na świecie. Chłopak próbował znaleźć im nowe domy – niestety bezskutecznie.
Każdy z nas doskonale wie jak długie i chłodne są noce późną jesienią… a kocie maluszki wciąż mieszkały w wiejskiej szopie. Chłopak, choć bardzo chciał zabrać je do domu, nie miał na to przyzwolenia rodziny. On jeden naprzeciw reszcie domowników nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Postanowił więc poszukać organizacji, która mogłaby dać maluchom ciepłe schronienie i pomóc znaleźć dla nich nowy dom. Ktoś ze znajomych podpowiedział „zadzwoń do Felineusa”. Wykręcił numer, zadzwonił.
Ciężko byłoby odmówić pomocy osobie, która sama już tak wiele zrobiła dla tych kocich pysiów. To też przecież nie kotów wina, że mama zniknęła, że gospodarze ich nie chcą, że po prostu są niczyje… Obiecaliśmy, że gdy tylko zwolni się miejsce w którymś z naszych domów tymczasowych przejmiemy maluchy pod nasze skrzydła. Kilka dni później przyjechały do nas cztery prześliczne, puchate „niedźwiadki”.
Jeden z maluchów niemal natychmiast znalazł nowy kochający dom. Cieszyliśmy się ogromnie. Pozostała trójka powoli poznawała uroki życia w ciepłym mieszkaniu, pośród kocich zabawek i drapaków. I pewnie wszystkie nasze „niedźwiadki” byłyby już w nowych domach, bo bezsprzecznie to cudowne koty, gdyby na drodze do szczęścia nie stanął im paskudny wirus, który zaatakował maluchy w domu tymczasowym. Kalcywirus – wróg, którego znamy i bardzo nie lubimy. To za jego sprawką na kocich języczkach pojawiły się nadżerki, przez co maluchy straciły apetyt. To przez niego wysoka gorączka rozpala tak, że ciężko zrobić krok i lepiej przespać cały dzień gdzieś w kąciku.
Serce boli, gdy widzimy jak to paskudztwo wysysa z naszych „niedźwiadków” całą kocią energię. Oczywiście nie jesteśmy bierni i robimy wszystko by wytępić złośliwego wirusa. Maluchy po wizycie u weterynarza, zostały zbadane i zaopatrzone w cały arsenał leków. Antybiotyki, leki przeciwzapalne, środki wspomagające odporność – wykupiliśmy dla nich prawie całą aptekę.
No i właśnie tutaj pojawia się problem, bo po wykupieniu aptecznych zapasów, na fundacyjnym koncie pozostała pustka. A przecież trzeba i wyleczyć „niedźwiadki” i nakarmić pozostałe 200 kotów w Fundacji. Co tu dużo mówić, bez waszej pomocy Kochani po prostu nie damy rady, dlatego prosimy o każdy, nawet najmniejszy przelew.
Ładuję...