Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu podopiecznych Hospicjum i zwierząt wspieranych bardzo Państwu dziękujemy za pomoc.
Braciszek.
Żegnaj Przyjacielu Kocie.
16 kwietnia 2021.
Niestety, w końcu muszę napisać tę zbiórkę. Zbiórkę, która albo mi pomoże, albo przybije gwóźdź do trumny ludzkiej znieczulicy.
Kilka słów o mnie. W środowisku jestem od kilku lat i nie jestem łatwym człowiekiem, a moje posty nie są zbyt lubiane, bo są szczere, złośliwe i często chamskie. Tylko przy swoim wrednym charakterze mam jeszcze jedną wadę. Mam ogromny problem z odmawianiem pomocy, nieważne czego dotyczy. Zdarza się, ale bardzo rzadko. Raz na kilkaset zwierząt.
Jestem zawsze sam. Nie mam wolontariuszy, nie ma auta, nie mam czasu. Za to mam telefon, który służy mi za narzędzie pracy. I choć nie prowadzę schroniska, działam jak schronisko. Działam bardzo skutecznie, ale nie umiem pisaniem zachęcić do pomocy. Nie umiem zbudować wokół siebie odpowiedniego"piaru".
Maciuś jest jednym z 14 zwierząt przyjętych wczoraj do lecznic. Jednym z 30 w tym tygodniu i jednym z około 100 w tym miesiącu. W kwietniu już odbyło się 40 zabiegów kastracji zwierząt, wiele aborcyjnych. To 2 dziennie, co drugie zwierzę wymaga podstawowego leczenia, co 3-4 poważniejszego i szeregu badań dodatkowych.
Bez mrugnięcia okiem kieruję zwierzęta do lecznic, zwierzęta bezdomne. Bez mrugnięcia okiem kieruję do lecznic zwierzęta, którym pomocy odmówiono gdzie indziej - i niestety zemściło się to na mnie. 400 wizyt w tym roku, w tym 160 kastracji zwierząt. Bardzo niewiele organizacji i schronisk może pochwalić się taką skalą pomocy.
Główny nacisk kładę na kastrację i leczenie. Nie będę ukrywał faktu, że pomagam innym organizacjom, biorąc na siebie koszty ich zwierząt. Nie będę ukrywał, że nawet jak zwierzę trafia z lecznicy do schroniska, to ja opłacam koszty leczenia, zabiegu, a nie schronisko czy gmina. A takie widoki w gabinetach są już codziennością.
Nie ukrywam, że zakupiłem bardzo dużo sprzętu, który służy do nie tylko łapania zwierząt, ale ich socjalizacji oraz opieki pooperacyjnej. Na to wszystko nie mam czasu wystawić zbiórek. Gdy to robię, to słyszę, że za mało mam zdjęć, za mało opisów, za mało wszystkiego. Jestem sam z kilkudziesięcioma osobami na głowie i kilkuset zwierzętami. Codziennie muszę wiedzieć, czy konkretny gabinet wykonał zabiegi, leczenia i czy mogę kierować kolejne zwierzę, czy nie umknęła jakaś faktura. Prowadzę dokumentację, księgowość, logistykę, w domu sami mamy 70. Teoretycznie dla zbiórki nie ma to znaczenia, praktycznie to też czas, który muszę im poświęcić.
Nieustannie toczę jakieś swoje batalie, bo mam inną wizję pomocy niż większość. Zakładam, że fundacje są po to, by pomagać, a nie by mówić nie. Nawet jak nie mogą zabrać zwierzęcia do siebie, czemu nie kastrują, czemu nie leczą? Wszystko zapewne to kwestia środków i chęci. Chęci jeszcze mam, ale środków już nie.
W grudniu na było to 50000 zł, w styczniu i lutym po 40000 zł, w marcu ponownie 50000 zł, a w kwietniu będę miał więcej samych zabiegów kastracji niż w marcu, których było 65. Na razie mam 40 i już wiem o 2 kolejnych.
Współpraca z kilkoma lecznicami ma wiele korzyści, jedną z nich są ogromne możliwości przyjmowania zwierząt i ich leczenia. Ma tylko jeden minus. Kosmiczna ilość faktur do opłacenia. Dość regularnie staram się wystawić jakąś zbiórkę, która pozwoli mi się odbić od dna konta, ale kilka ostatnich po prostu się nie rozpędziło. Wiem, że jest wiele osób gotowych pomóc, tylko że, działając tak jak ja - kastrując i lecząc, nie przykuwam uwagi. Moje działania, jak i osób podobnie działających, są traktowane marginalnie, a to one tak naprawdę wpływają na zmniejszenie liczby bezdomnych zwierząt.
Mamucha miała już rodzić, jak 6 innych kotek w ciąży kastrowanych w ostatnich 2 dniach. Byłoby kolejnych 25-30 kotów. 19 kastracji aborcyjnych, od 4 do 12 płodów. Proszę sobie policzyć, ile to zwierząt. Prawie 100 żyć, które mogły trafić na ulicę do schronisk.
Jutro mogę już nie mieć takich możliwości, a przecież każde zwierzę, które ominę będzie rodzić lub zapładniać, może chorować i umierać na ulicy. Nie wstydzę się pisać głośno o tym, że robię także kastrację zwierząt domnych. Głównie w okolicy miast, gdzie koty i psy są po prostu wypuszczane i biegają. Takie kastracje uważam za podwójny sukces.
Dokładnie w tej chwili jestem w sytuacji "wóz, albo przewóz", albo pomogą mi się Państwo odbić, albo to wszystko mówiąc delikatnie szlag targi i stanie w miejscu, a cierpieć będą tylko zwierzęta. Mioty będą zasilać schroniska i fundacje, a chore będą wymagały kosztowniejszych leczeń.
Mam nadzieję, że ta zbiórka się uda.
Jacek
Ładuję...