Koniec roku, kolejna walka z parwowirozą... Pomocy!

Zbiórka zakończona
Wsparło 18 osób
445 zł (7,41%)
Adopcje

Rozpoczęcie: 10 Grudnia 2020

Zakończenie: 26 Stycznia 2021

Godzina: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

W połowie listopada pod naszą opiekę trafiły 3 maluszki zabrane z meliny z Siedlec. Mimo zapsienia i zakocenia nie mogłyśmy odmówić dzieciakom pomocy. Maluszki były zapchlone i strasznie zarobaczone, nikt jednak nie przypuszczał że to dopiero początek tragicznej historii...

W środę Jeden z chłopców- Cezar źle się poczuł, od rana nie jadł i nie pił, był apatyczny, miał brzydkie kupy. Natychmiast trafił do lecznicy z podejrzeniem zatrucia pasożytami, jednak testy rozwiały wszelkie wątpliwości. Przy okazji okazało się też, że poza nicieniami maluchy mają giardiozę.

Cezar od razu dostał leki, kroplówkę, surowicę. Pozostałe dwa maluchy zostały dowiezione na tą samą wizytę, więc od razu i one dostały wszelkie niezbędne leki - mimo że nie miały jeszcze najmniejszych objawów choroby.


Maluchy wróciły do Domu Tymczasowego, jednak Cezar nadal źle się czuł, w międzyczasie i Tequila zaczęła dyszeć, pojawiła się gorączka.

Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie lecznicy całodobowej z oddziałem zakaźnym, który przyjmie maluchy na czas leczenia. Dzięki wsparciu udało się załatwić dla nich miejsce w szpitalu zakaźnym w Bobrowcu, zresztą to tam odsyłały nas praktycznie wszystkie całodobówki z Warszawy... Poniżej opisy kolejnych dni walki:

19.11.2020

Właśnie rozmawialiśmy z lekarzem opiekującym się maluszkami. Na razie stan jest w miarę stabilny, nawet Cezar, który wczoraj był w najgorszym stanie dziś czuje się lepiej. Oczywiście za w

Dziś niestety odszedł największy i zdawałoby się najsilniejszy maluch z tego miotu, rodzeństwo (poza jednym) jest w słabym stanie. Nasze dzieciaki miały to szczęście że objawy pojawiły się wcześniej i wcześniej dostały surowicę i antybiotyk, tamte maluchy mimo testów w sobotę (wyszły negatywnie) nie miały objawów do wczoraj.

20.11.2020

Od wczoraj nastąpiło znaczne pogorszenie u Cezara - mimo leków i surowicy znów pojawiła się gorączka, biegunka z krwią, wymioty a po południu taki odruch wymiotny, nie chce jeść. Rokowania są bardzo, bardzo ostrożne. Pozostała dwójka czuje się dobrze, dostają leki.

23.11.2020

Po sobotniej malej poprawie u Cezara znów nastąpił regres. Wczoraj miał przetaczaną krew. Nie trzyma ani glukozy, ani temperatury, znów biegunka, jest bardzo słabiutki. Jego organizm jeszcze walczy, ale rokowania są bardzo kiepskie.

W międzyczasie w weekend u pozostałej dwójki pojawiły się objawy, testy potwierdziły parwowirozę. Tequila (ciemna sunia) dziś kiepsko się czuje, nie je, ma biegunkę. W najlepszej formie jest Karol, jako jedyny. Dostałyśmy informację, że już 3 maluszki z miotu nie żyją.

24.11.2020

Dzisiejszy dzień zaczynamy od tragicznej informacji. W nocy odszedł Cezar - mały wojownik. Przegrał z chorobą, jego organizm nie miał już siły, mimo że wyniki się poprawiły. Stan Tequili nadal nie jest dobry- spadki glukozy, nie je, wymioty, biegunka, mdłości. W nocy pogorszyło się Karolkowi- jeszcze wczoraj normalnie jadł i się bawił. Dziś już nie ma siły jeść, mimo leków ma utrzymująca się biegunkę i wymioty. Siostrzyczka naszych maluszków podobnie. Czekamy na wyniki badań.

25.11.2020

Dziś przynosi kolejne tragiczne informacje. Okazało się że poza parwowirozą i giardiozą coś jeszcze przyczepiło się do tego miotu. Rano odeszła podopieczna dziewczyn, nasza dwójka do popołudnia nadal walczyła. U wszystkich po kolei dodatkowo pojawiła się żółtaczka, stąd podejrzenie, że poza parwowirozą, mają też chorobę Rubartha.

Karolek - jako że jest w najlepszym stanie, będzie miał test pod tym kątem. U niego na plus przemawia to, że trzyma temperaturę i glukozę, niestety pomimo leków cały dzień ma krwawą biegunkę, nie je.

Tequila mimo przetaczania krwi i poprawy wyników (trzymała temperaturę i glukozę) miała ostrożne rokowania. Przed chwilą rozmawiałyśmy z lecznicą - malutka zapadła w śpiączkę, musiałyśmy podjąć najgorszą z możliwych decyzji. Biegaj spokojnie Malutka, bez bólu i cierpienia. Razem ze swoim rodzeństwem.

Do 25.11. leczenie i hospitalizacja maluchów w klinice wyniosły 7700 zł...

Do ostatniej chwili wierzyłyśmy że choć jeden maluch wygra walkę z tą okropną chorobą, że choć jeden z 7 zyska szansę na nowe, lepsze życie. Niestety - nie udało się. Karolek również przegrał walkę, odszedł nad ranem 26.11.

Do rachunków za szpital doszedł ostatni...

********************

Wydawałoby się że po tylu latach działania, po tylu chorobach naszych podopiecznych i zetknięciu ze śmiercią, uda się jakoś szybciej emocjonalnie przez to przejść, wrócić do codziennych zajęć. Ale się nie udaje, nawet teraz z perspektywy kilku dni.

Gdy 6 lat temu umierał na moich oczach Bronuś, mój tymczasowicz, moje serce rozpadło się na tysiąc kawałków. Bronuś był ze mną 5,5 miesięcy i od początku wiedziałyśmy, że jego czas jest z góry policzony. Starałyśmy się tylko ze wszystkich sił, aby jak najlepiej spędził ten czas, żeby zobaczył wiosnę, której miał przecież nie dożyć. A i tak śmierć upomniała się o niego nagle, w najmniej spodziewanym momencie.

Gdy zdecydowałyśmy się pomóc tym maluchom z meliny, nawet nie przypuszczałyśmy, że znów przyjdzie nam się zmierzyć z chorobą. Ten rok, poza koronawirusem i problemami, które się z nim wiążą, wielokrotnie obciążał nas emocjonalnie i finansowo - miałyśmy i przypadki parwowirozy, chorobę Rubartha i kilka przypadków babeszjozy, a także kocią panleukopenię, nie wspominając o operacjach starszych podopiecznych czy walce z pasożytami.

Nigdy jednak nie było tak, że odchodziły wszystkie szczeniaki, o które walczyłyśmy ze wszystkich sił, zwłaszcza że te maluchy odeszły pomimo całego leczenia wdrożonego od razu, gdy tylko u Cezara pojawiły się pierwsze objawy. Nigdy nie było tak, że umierał praktycznie cały miot - w sumie zmarło 7 szczeniąt...

 Nie byłyśmy przygotowane na tę walkę, osłabione ostatnimi trudnymi miesiącami, nawałem zajęć (mnóstwo szczeniąt i kociąt, kolejne zgłoszenia bezdomniaków w potrzebie). Przez tydzień walczyliśmy o maluszki, aż do końca. Lekarze z kliniki całodobowej robili wszystko, by je uratować. Nie udało się, a mi po raz kolejny pękło serce. Jest mi ogromnie przykro, że się nie udało, że miały tak mało czasu na poznanie innego życia.

Wierzę jednak, ze tam gdzie teraz są, są szczęśliwe, nie czują bólu i cierpienia, a wujek Bronuś się nimi dobrze zaopiekuje. Tutaj pozostał ogromny smutek i żal oraz kolosalne rachunki za ich leczenie i hospitalizację - w sumie na 9915 zł...

Błagamy, nie zostawiajcie nas z tym samych. Niestety faktury nie znikają wraz ze śmiercią małych pacjentów. A przecież nadal pod opieką mamy spore stadko psów i kotów, które potrzebują profilaktyki, których pobyt w hotelu również kosztuje. Wizja grudnia i stycznia nie napawa nas optymizmem.  Będziemy wdzięczne za każde wsparcie.

Pomogli

Ładuję...

Wsparło 18 osób
445 zł (7,41%)
Adopcje