Wiktor - pomoc dla tego, który zwyciężył śmierć

Zbiórka zakończona
Wsparło 369 osób
6 058 zł (6,32%)
Adopcje

Rozpoczęcie: 12 Lipca 2017

Zakończenie: 24 Lutego 2018

Godzina: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Dałam mu na imię Wiktor. Zwycięzca. Miałam nadzieję, że tym imieniem tchnę w niego wolę walki, walki o życie. Tylko tyle mogłam zrobić, gdy przyszła po niego śmierć, gdy samotnie musiał stoczyć bitwę o oddech. Proszę, przeczytaj o tym, ile musiał znieść mój chłopiec. Przeczytaj o dziesięcioletnim życiu, w którym jest szpital, cierpienie, ale też ogromna radość ze zwyczajnych chwil, naszych małych sukcesów. Przeczytaj, a wtedy zdecyduj, czy nam pomożesz. Proszę o to pokornie, wdzięczna za każdą złotówkę, bo tylko ona jest w stanie zapewnić Wiktorkowi lepszy los.

Wiktor Krajewski

Co byś zrobiła, gdyby dano Ci wybór – pozwolić, by Twoje dziecko urodziło się w szóstym miesiącu ciąży czy czekać, wiedząc, że masz 50% szans, że umrze następnego dnia? Ja to przeżyłam i uwierz mi, to była najtrudniejsza decyzja mojego życia. Na badaniu USG dowiedziałam się, że ciało Wiktora okazało się jego największym wrogiem. Przez wady rozwojowe mógł umrzeć… Było ich tak strasznie dużo. Wada serca, tak poważna, że zagrażająca życiu dziecka. Woda w jamie brzusznej. Płuca jeszcze nie do końca wykształcone, a już w fatalnym stanie. Konieczna natychmiastowa transfuzja krwi przez pępowinę.

Narodziny żadnego dziecka nie powinny być loterią, w której wygraną jest życie, a przegraną śmierć. Dzieciństwo nie powinno być szpitalnym koszmarem. U nas tak było. Poród wywołano 26 lipca 2006 roku. Wiktor był tak maleńki, że gdy mąż przyłożył do niego dłoń, niemal w całości go zasłaniała. Respirator, to on tulił moje dziecko przez pierwszy miesiąc życia, nie ja. Wiktor urodził się z zapaleniem płuc, nie był w stanie nawet samodzielnie oddychać! Melodia jego serca nie była miarodajnym biciem, tylko szmerem, cichym, niespokojnym, jakby szeptała go śmierć. Bez interwencji chirurgicznej nie przeżyłby następnego dnia. Trafił na stół operacyjny, gdy miał zaledwie 10 dni. Tam przeszedł zabieg ligacji chirurgicznej przetrwałego przewodu tętniczego. Dziś operuję pojęciami medycznymi tak dobrze jak lekarz, Wiktor leczy się kardiologicznie już od 10 lat. Wtedy wiedziałam tylko, że jego serce jest słabe, chore i jeśli nie przejdzie natychmiastowej operacji, nie dożyje kolejnego dnia.

Wiktor Krajewski

Pierwszy miesiąc życia powinien być wypełniony bezpieczeństwem, ciepłem, bliskością mamy. Pierwszy miesiąc macierzyństwa – szczęściem, poznawaniem dziecka i tych nowych emocji, które rodzą się razem z nim… U mnie ten czas był wypełniony tylko strachem, gdy kładłam się spać, niepewna tego, czy następnego poranka mój syn będzie żyć. Szanse, że Wiktor przeżyje, były, choć bardzo niewielkie. Powiedziano, że i tak będzie dzieckiem niewidomym, głuchym, prawdopodobnie niedorozwiniętym, roślinką, warzywem… Myślałam, że to najgorsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam w życiu. Czekały mnie jednak kolejne, gdy Wiktor przestał odychać… "Nie ma sensu reanimować… Przecież jest tyle dzieci, jedno w tę czy w tamtą..." Pękło mi wtedy serce. Ale też zawzięłam się, minął szok, smutek, bezsilne pytania do losu, Boga, dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? Dlaczego te, które nie dbają o dzieci, o ciążę, rodzą zdrowe dzieci, a moje, na które tak czekałam, urodziło się chore? Poczułam w sobie złość. Wiedziałam, że będę walczyć o Wiktora, że będę silna tak jak on, który zwyciężył śmierć. Że zrobię wszystko, by był jak normalne dziecko, by czekało go normalne życie!

Dziś patrzę na syna, błyskotliwego, mądrego, ciekawego świata chłopca, który uwielbia czytać książki. Śmieję się z prognoz lekarzy. Wtedy śmiech wydawał mi się czymś, co już nigdy, przenigdy nie rozlegnie się w moim domu.

Wiktor Krajewski

Wyszliśmy ze szpitala 3 miesiące po narodzinach Wiktora, aby wrócić tam kilka dni później. Synek złapał zapalenie płuc. Ile ich miał przez całe swoje życie? Nie zliczę. W ciągu pierwszego roku życia leżał w szpitalu 5 razy. Przez to, że jego płuca ledwo się rozwinęły, każdy, nawet najmniejszy wysiłek, haust zimnego powietrza, nawet niewielkie zmarznięcie, powodowały, że natychmiast chorował, miał problemy z oddychaniem. Szpital stał się wtedy naszym drugim domem. Chwile, w których mogliśmy być w domu, w których mogłam robić dzieciom obiad, kłaść je do łóżka, zrobić sobie herbatę, poczytać Wiktorowi bajki… Takie chwile, piękne w swojej zwyczajności, tak rzadkie, były dla mnie jak najpiękniejszy skarb.

Dzieciństwo Wiktora upłynęło na ciągłych kontrolach w poradniach - kardiologicznej, pulmonologicznej, chirurgicznej, alergologicznej... Tygodnie spędzane w szpitalnym łóżku. Rytm dnia – obchód, leki, badania. Żadnych kolegów, tylko lekarze, pielęgniarki; żadnych zabaw na dworze, żadnych dziecięcych szaleństw. Żadnych zabaw ruchowych, pływanie, bieganie, piłka – Wiktor mógł to tylko oglądać na ekranie telewizora. Nie umiał nawet usiąść, rozprostować nóg. Mięśnie praktycznie w ogóle się nie rozwinęły, nie miały jak, całe dni spędzał w szpitalnym łóżku. Przy każdym ruchu miewał duszności.

Wiktor Krajewski

Rehabilitacja sprawiła jednak cuda. Codzienne, intensywne, niekiedy bardzo bolesne ćwiczenia sprawiły, że Wiktor chodzi. Po roku ćwiczeń udało mu się przejechać kawałek trasy na rowerze! Wrócił też do szkoły. Wciąż jednak jest wiele do zrobienia, Wiktor ma problem ze wszystkimi czynnościami, które wymagają użycia siły, nie rozłoży nawet sam łóżka. Ma słabe ręce, nogi, konieczne są ćwiczenia, masaże, które pobudzą pracę mięśni.

Walce o zdrowie Wiktora podporządkowane zostało życie całej naszej rodziny. Gdy miał rok, przeprowadziliśmy się pod Legnicę, bo tylko w tym rejonie znaleźliśmy okulistę, który chciał i umiał go leczyć. Jestem wdzięczna z całego serca moim starszym dzieciom, które nigdy nie skarżyły się, że poświęcam Wiktorowi tyle czasu, są dla mnie ogromnym wsparciem. Jestem wdzięczna też fundacji, która ma Wiktora pod opieką, są moimi aniołami, nigdy nie będę w stanie im się odpłacić. Będę też wdzięczna Tobie, jeśli zdecydujesz się wesprzeć mojego synka choćby złotówką. Wszystkie zebrane środki fundacja przekaże na rehabilitację Wiktora. Tylko ona da mu szansę na samodzielne życie.

---

Fundacja Centaurus: Mamę Wiktoria, Zdzisię, poznaliśmy, kiedy w 2012 roku zakupiliśmy stary folwark w Szczedrzykowicach. Jej mąż zatrudnił się u nas do pracy przy koniach. Wiedzieliśmy, że pod opieką wraz z żoną ma pięcioro dzieci, mieszkają na po PGRowskim osiedlu przy naszych zabudowaniach folwarcznych. O Wiktorze tylko słuchaliśmy opowieści, prawie nie wychodził z domu, nieustannie chorował. Czasem bywał u nas, patrzył na konie, po wielu godzinach stania i wpatrywania się w nie odważył się je pogłaskać. Bywało, że potem wiele tygodni go nie widywaliśmy. Wszyscy wiedzieliśmy wtedy, że albo Wiktor jest w znowu w szpitalu, albo choruje w domu. To chłopiec o ogromnym sercu i wątłym zdrowiu. Ma czworo rodzeństwa, na wszystkim się oszczędza, pracuje tylko tata. Zdzisia, mama Wiktora, poświęca praktycznie całe dnie na opiekę nad nim.

Wiktor Krajewski

Od 2 lat wspieramy go w walce o zdrowe dzieciństwo. Mama Wiktora wraz z tym dzielnym chłopcem codziennie, każdego dnia dojeżdżała na rehabilitację ponad godzinę bez względu na pogodę. Jesteśmy dumni z Wiktora, z jego ogromnych postępów, ale nasze fundusze na rehabilitację chłopca się skończyły. Potrzebne są środki na masaże i rehabilitację na najbliższe 2 lata.

Prosimy, wesprzyjcie Wiktora chociaż grosikiem. Jego start był marny, ale sprawy, aby reszta życia była arcydziełem. Takim niezwykłym. Bo tylko my możemy napisać happy end do smutnej historii chłopca - wcześniaka z PGRowskiej wsi, gdzie nikt nigdy na nic nie miał szans.

Ładuję...

1 zł

Telarm

Organizator
23 aktualne zbiórki
1387 zakończonych zbiórek
Wsparło 369 osób
6 058 zł (6,32%)
Adopcje