Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, ogromnie dziękujemy Wam za ratunek dla Milusi! To piękne i wzruszające, że koty środowiskowe, dzikuski, również mogą liczyć na Wasze wsparcie.
Milusia zakończyła leczenie i wróciła do pełni sił, co okazywała nam srogim warkotem, syczeniem i pacaniem łapą przy każdej próbie posprzątania klatki. Cała i zdrowa wróciła w miejsce bytowania, gdzie ma pełną miseczkę, budki i w razie potrzeby opiekę weta. Dziękujemy, że mogliśmy jej pomóc!
Jeśli chcielibyście wesprzeć też inne dzikuski, zapraszamy do wzięcia udzału w zbiórce karmy: www.ratujemyzwierzaki.pl/karmimydzikuski
Opieka nad kotami nigdy nie jest prosta, zwłaszcza, gdy pod opieką ma się same chore, słabe, wymagające ratunku zwierzaki. Dziś prosimy o pomoc dla Milusi. Choć imię wskazuje inaczej to nie jest nakolankowy kotek. To wiejski dzikusek, ze stada pod naszą opieką. Zawsze może liczyć na pełną miskę i miejsce do spania, ale nigdy nie daje się dotykać, trzyma dystans. Gdy taki kot leży, daje się wziąć na ręce, nie reaguje to znak, że jest bardzo źle...
Karmiłem stajenne kociaki i zauważyłem, że Milusia nie przybiega na porcję jedzenia jak zawsze. Leżała na sianie, nieruchomo, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. Panika, to pierwsze co we mnie narosło. Zerwałem się do niej. Zawsze uciekała, nie podchodziła do człowieka na bliżej niż 2 metry, tymczasem teraz leżała wciąż w tej samej pozycji. Wziąłem ją na ręce, zero reakcji. Zaniosłem ją do domu, spakowałem w transporter i popędziliśmy do lecznicy. W tamtej chwili nie liczyło się to, że nie mamy kasy, że będzie trzeba wybierać leczenie jednego kota, czy pełne brzuchy reszty stada. ŻYCIE jest wartością najcenniejszą. Tylko to się w tej chwili liczyło.
W lecznicy dała się całą obejrzeć, przebadać. Kto się kiedykolwiek zajmował kocii dzikusami ten wie, że to nie jest normalne. Z pyszczka leciała jej krew, na ciele ma mnóstwo ranek, powyrywaną sierść. Co się stało? Nie wiemy. Na pierwszy rzut oka wygląda to na alergiczne pchle zapalenie skóry, ale ona nie ma pcheł (zwierzaki stajenne zabezpieczamy przed pasożytami). Poza tym to nie tłumaczy jej ogólnego zachowania, apatii, w jaką wpadła.
Nie wiem jak prosić o pomoc. Wiem, że to dla wielu zwykły, wiejski kot jakich wiele. Po co ratować jednostkę, gdy kotów na wsi jest cała masa. Tak, wiem, znam ten punkt widzenia aż za dobrze z naszej wiejskiej codzienności... Nie chcemy wybierać pomiędzy tym, czy nakarmimy resztę kotów, czy będziemy leczyć Milusię, ale nasze konto świeci pustkami. Bez Waszej pomocy nie uda się jej postawić na łapki.
Milusia dostała już pierwsze leki, ale co dalej? Czy ktokolwiek pochyli się nad nią i dorzuci grosik, by mogła ŻYĆ?
Ładuję...