Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bella wciąż mieszka u nas ale jest już po sterylizacji i szczpieniach, walczymy o to by się oswająła i szukamy jej domku! Dziękujemy za Wasze wsparcie!
Noc. Nigdy nie chodziłam na spacerki w nocy, nigdy wcześniej nie jeździłam na spacerki samochodem. Bardzo się jednak cieszyłam, ja uwielbiałam spacerki. Zupełnie się nie spodziewałam tego, co miało się stać. Ja ich przecież tak bardzo kochałam, a oni mówili, że kochają mnie, że jestem piękna i słodka. Mówili coś, że mam być dużym rasowym pieskiem, ale ja nie wiem, co to znaczy – pamiętam moją mamę, duża nie była i ludzie, u których mieszkała mówili o niej kundelek…
Samochód się zatrzymał, a ja radośnie wybiegłam zrobić siusiu. I wtedy samochód odjechał. Ot tak, po prostu, a ja zostałam sama po na polu. Próbowałam dogonić moich ludzi, biegłam i płakałam, ale się nie zatrzymali. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co się stało, wyjaśniły mi to inne pieski, które dzień później spotkałam – tak ludzie robią, jak nie chcą już mieszkać ze zwierzątkiem.
Nie wiem, czemu mnie nie chcieli, nie wiem, co zrobiłam złego. Podchodziłam do domów, prosząc o jedzenie, ale okazało się, że nie tylko ludzie, którzy mnie wyrzucili, mnie nie lubią - kilka osób czymś we mnie rzuciło, krzyczeli na mnie, polewali wodą. Z tą wodą to nawet nie było to takie złe, bo jak sobie łapki wylizałam, to mogłam się trochę napić.
Wiecie, ja jestem jeszcze szczeniaczkiem, nie mam nawet roczku i od zawsze bardzo kochałam wszystkich ludzi, tylko nie wiedziałam, że ludzie porzucają pieski, a inni… no… potrafią pieska zbić… Mieszkałam na polu, pod gołym niebem dwa miesiące. Na początku biegłam do każdego człowieka, chciałam się witać, przytulać, bawić, prosiłam o jedzenie, teraz nie podejdę bliżej niż na kilka metrów, wiem, jak daleko przeważnie leci kamień…
Niedługo po tym, jak zostałam wyrzucona, zaczęła mi taka miła Pani przynosić jedzonko i wodę, poprosiła o pomoc inne miłe Panie, a one w końcu zwabiły mnie do takiej klatki i zawiozły do cioć. Nie wiem, jak będzie teraz wyglądało moje życie. Ciocie dały mi jeść, dały mi pić i nawet gryzaczka mi dały, ale ja się ich boję, boję się że udają, że za chwilę one też mnie nie będą chciały.
Bardzo bym chciała mieć jeszcze dom, być kochana i czuć się bezpiecznie, ciocie obiecują, że tak będzie, ale muszą mnie najpierw przygotować do szukania domu. Takie przygotowanie pieska podobno dużo kosztuje, a ciocie mają malutko pieniążków, a ja nawet nie wiem, jak mam poprosić Was o pomoc, tyle razy prosiłam ludzi o wodę i coś do jedzenia i prawie nikt mi nie pomógł, to ja nie wiem, czy Wy będziecie chcieli mi swoje pieniążki oddać…
Nazwaliśmy ją Bella, bo jest naprawdę piękna – taka koło 10-miesięczna miniaturka biszkoptowego labradora. Pewnie miała właśnie labradorem być, tylko jak to bywa z zakupem z pseudohodowli – nie do końca wymogi rasy spełnia. Malutka błąkała się po wsi dwa miesiące, historia, jaką nam opowiedziały Panie, które ją do nas przywiozły, naprawdę wyciska łzy. Bella na początku wdzięczyła się do każdego spotkanego człowieka, prosiła i jedzenie, picie, ale i o głaski, o uwagę. Większość ludzi ją przepędzała krzykiem, byli też tacy, którzy rzucali w nią kamieniami, ktoś ją podobno kopnął, jak łasiła się do nogi… W ciągu dwóch miesięcy zniszczono jej wiarę w ludzi. Teraz siedzi w naszym kojcu i się nas boi. Ma co jeść, co pić, ma zabawkę, ale się nie bawi. Boi się wyciągniętej ręki, sama do nas nie podchodzi. Serce nam pęka, bo to jeszcze psie dziecko… Wierzymy, że za chwilę odzyska radość i zaufanie i zacznie szaleć, jak każdy psiak w jej wieku. Chcieliśmy Was pięknie poprosić o pomoc w opłaceniu przygotowania Belli do adopcji, sunię musimy odrobaczyć, zaszczepić na wirusówki i na wściekliznę, zaczipować i wysterylizować. Pieniążków starczyło nam na pierwsze odrobaczenie i na zabezpieczenie malutkiej przeciwko pchłom i kleszczom. Przepięknie prosimy – pomóżcie nam przywrócić malutkiej Belli wiarę w ludzi…
Ładuję...