Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla Tiffi. Niestety zebrana kwota starczyła jedynie na pokrycie części kosztów leczenia.
Tiffi wyzdrowiała i znalazła nowy dom.
Kotka żyje, udało się nam jej pomóc. Niestety nie za darmo. Całość faktur czeka na opłacenie.
I choć zapewne te nasze wpisy stają się już dla wielu nudne to prawda jest taka, że tylko regularne opłacanie faktur gwarantuje nam możliwość dalszego pomagania potrzebującym zwierzętom.
A zaległości mamy sporo.
Dwoje młodych ludzi zaczyna wspólne życie. Wynajmują dom w małej podkarpackiej wsi, w pięknej okolicy otoczonej zielenią. Niedługo po przeprowadzce orientują się, że w okolicy domu mają współlokatora – kota. Zwierzak jest bardzo miły i przyjaźnie nastawiony. Młodzi otaczają go odrobiną opieki. Dokarmiają, pozwalają schronić się przed deszczem i upałem. Kot z dnia na dzień wygląda coraz lepiej. Futro robi się gładkie i miłe w dotyku, po zapadniętych bokach nie ma już śladu.
Mijają jednak kolejne tygodnie. Młodzi ludzie zaczynają podejrzewać, że zaprzyjaźniony „kot” to tak naprawdę kotka. Nie znają się zbytnio na kotach, ale domyślają się, że jeśli nie zadbają o jej kastrację, to mogą mieć za chwilę nie jedną podopieczną a kilka. O swoich podejrzeniach opowiadają przyjacielowi, który na kotach zna się lepiej niż oni szczęśliwie jest bratem wolontariuszki Fundacji Felineus. Chłopak reaguje od razu i dzwoni do swojej siostry.
Wolontariuszka szybko dogaduje się z drugą wolontariuszką, która ma możliwość przetrzymania kotki po zabiegu. Dogadują terminy i godziny, umawiają zabieg w lecznicy. Obie od kilku lat tworzą zgrany team, który łapie i kastruje. Rozumieją się niemal bez słów. Dla nich to kolejna niemal rutynowa akcja, w której uda się po raz kolejny zapobiec kociemu cierpieniu.
Wieczorem kotka zostaje zabrana spod domu i zabezpieczona w klatce kennelowej u jednej z wolontariuszek. Rano wolontariuszka odwozi ją do lecznicy. Zostawia kotkę i czeka na telefon z lecznicy z informacją, o której będzie można ją odebrać po zabiegu. Godzinę później dzwoni telefon, ale głos lekarza w słuchawce jest podejrzenie poważny. „Nie możemy operować kotki. Po podaniu sedacji zaczęła się dusić. Jest problem z oddychaniem, kotka wymaga diagnostyki i leczenia. W tym stanie nie przeżyłaby zabiegu. W tym momencie próbujemy ją ustabilizować. Jest pod kroplówką, podaliśmy antybiotyk".
Lekarze proponują wykonanie podstawowych badań, testów FelV/FiV i zdjęcia RTG. Wyniki badań nie są złe, ale wskazują na stan zapalny. Testy na szczęście negatywne. Ale zdjęcie RTG pokazuje, że jest źle. W śródpiersiu lekarze odkrywają dziwny twór wyglądający jak guz.
Nie wiadomo jakiego rodzaju jest to guz. Może to być wszystko - od chłoniaka zaczynając, na ropniu kończąc. Guz uciska na płuca, co powoduje, że zdolność oddechowa spada. W lewym płucu pojawia się już stan zapalny dolnego płata.
Wiemy już na pewno, że zabiegu wykonać się nie da. Wiemy również, że kotka wymaga leczenia. I w tym momencie pojawia się problem. Nasze domy tymczasowe pełne. Nie ma dla niej miejsca, bo też nikt nie był przygotowany na to, że będziemy musieli przyjąć kolejnego kota. Poza tym kotka wymaga obserwacji. Któż ją zrobi lepiej niż lekarz.
Podejmujemy jedyną możliwą decyzję - kotka jedzie do kociego szpitala. Na szczęście jest wolne miejsce i mogą ją przyjąć.
Zdajemy sobie sprawę, że to ogromne koszty, ale jeśli już - tym szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kotka do nas trafiła, to nie możemy jej zostawić bez pomocy i pozwolić umrzeć.
Ale czy damy radę sami? Nie damy... I każdy, kto zna naszą fundację i wie, ilu kotom rocznie pomagamy, też wie, że bez pomocy innych ludzi nie poradzimy sobie z udźwignięciem kolejnych kosztów. Każda złotówka, 5 złotych - to dla nas wsparcie. Nie bądźcie zatem obojętni i pomóżcie nam robić dalej to, co robimy.
Ładuję...