Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani! JESTEŚCIE NIESAMOWICI! Nasza zbiórka na przetrwanie zakończyła się kwotą 410 651 zł, co oznacza, że do jej zamknięcia zabrakło ledwie 85 tys. zł. DZIĘKUJEMY ♥️.
Nie planowaliśmy przedłużania zbiórki. Wydawało się nam to niewłaściwe. Ale dostaliśmy mnóstwo wiadomości z informacją, że 1 lipca to DZIEŃ PSA i prośbami, by choć na ten 1 dzień pozwolić na dalsze wpłaty.
DLATEGO NA DZIŚ 1 LIPCA Przedłużamy zrzutkę. Będziemy Wam wdzięczni za zrobienie obecnym i przyszłym judyciakom święta, które otworzy im szansę na nowe życie.
Pamiętajcie, że dzięki tej zbiórce nie będziemy musieli okroić działalności i do czasu wpływów z 1 procenta będziemy ratować życie tak, jak wiecie że potrafimy.
DO DZIEŁA !
Dlaczego prosimy o pomoc? Dlaczego rękami i nogami bronimy się przed ograniczeniem naszej pracy? Bo trafiają do nas psy, które nie mogą czekać!
O nim jeszcze Wam nie wspominaliśmy. Wynędzniały do szczętu. Łysy. Umęczony. Upodlony. Obolały. A to jeszcze psi dzieciak! Jego spojrzenie rozwaliło nas na kawałki. Tak nie powinno być! Zamiast cieszyć się bezroską - on długo walczył o przerwanie. Za długo. I tracił siły.
Ogólny stan - fatalny. Anemia, zarobaczenie, odwodnienie. Rany na ciele. Niedowaga. Zmiany skórne, palące żywym ogniem.
Jak długo się błąkał? Jak długo cierpiał? Nie wiemy i wolimy nie wiedzieć. Łatwo powiedzieć - odmawiajcie pomocy, przeliczajcie. Nasza praca to nie realizacja biznesplanu. Tu waży się życie. Każda nasza decyzja może albo ocalić, albo skazać na śmierć. Bo co, jeśli nie uda się znaleźć pomocy?
To trudne do udźwignięcia, ale nieuniknione.
I psie dziecko bez łapki. Radzi sobie, jak może. Ale taki pies w gospodarstwie nie ma życia. Dziewczyny z naszego gdańskiego oddziału są tego świadome. Dosłownie stają na rzęsach, by znaleźć dla malca miejsce.
Jadą. Na miejscu wszystko staje się jasne. Ludzie nie są źli, ale zupełnie nieświadomi. Mają psy, które mnożą się między sobą. Kastracja? Hmmmm. Nie wiedzieli, nie chcieli, nie było ich stać - mało istotne. Chów wsobny daje o sobie znać. Malec nie uległ wypadkowi. Taki się urodził. Wada genetyczna - częsty efekt kazirodztwa.
I co robić? Psów jest więcej! Wziąć malucha, zostawić resztę? Zabierają trójkę szczeniąt i 2 suki...
Dziękujemy, że jesteście z nami!
Chce mi się płakać. Ta wojna nas zabija. Tak, rosyjsko-ukraińska wojna, w której od 3 miesięcy giną ludzie i zwierzęta, wykończy i nas. Minął boom. Ludzie przywykli. Tylko co z cierpiącymi istotami? Zbiórka na ukraińskie psy została rozliczona, ale ofiary wojny dalej są leczone, hospitalizowane, przechodzą kolejne zabiegi.
W ciągu ostatnich 3 miesięcy przeprowadziliśmy ponad 100 operacji - ratujących życie, uwalniających od bólu, przywracających sprawność. Do jutra muszę uregulować faktury na 150 tys. zł. Na koncie mamy okrągłe 0. Czy żałuję przyjęcia 170 psów z Ukrainy? NIE! NIE ŻAŁUJĘ ŻADNEGO Z OCALONYCH ISTNIEŃ.
Co więcej - w tym samym czasie, gdy przyjeżdżały po życie, przyjęliśmy pod opiekę KILKADZIESIĄT POLSKICH PSÓW, które bez pomocy konałyby w cierpieniach. Ich nie mamy jak rozliczyć, bo nawet ich Wam nie pokazaliśmy. Po prostu dostały pomoc wartą tysiące złotych. I tak domykają się zbiórki na nieliczne, pojedyncze zwierzęta, a przecież nie można tylko prosić.
Judytowo pod Płońskiem w 80% zamieszkują psy ortopedyczne i neurologiczne. Opieka nad nimi wymaga nadludzkiego wysiłku całego zespołu. Adopcje na ukraińskie psy szły jak woda wtedy, gdy temat ich ratowania był na topie. Zależały domy te zwierzęta, które "Na lewo i prawo" wydawały organizacje nieprzestrzegające przepisów. My dostawaliśmy się do wymogów. Wszyscy nasi podopieczni przeszli kwarantannę i mają wyniki miareczkowania przeciw wściekliźnie. I nie pyta o nie nikt. Adopcyjne posty są nudne, nie cieszą się zainteresowaniem, nie mają udostępnień. Pies uratowany jest nieciekawy i nie ma szansy na dom.
Ceny wzrosły o 20-30% - podkłady, karma, leki, akcesoria dla zwierząt. A przecież specjalistyczna opieka, nie tylko ta weterynaryjna to ogromne koszty. To, co nas wyróżnia - duży zespół ludzi dzień i noc czuwających nad podopiecznymi dwóch ośrodków wymaga ogromnych nakładów finansowych. Ale dzięki temu nasze zwierzęta są kochane, diagnozowane, leczone. Nie są same. Nie jest tak, jak zwykło się uważać, że w schronisku, dopóki pies stoi, to jest zdrowy. A koszty energii, elektrycznej, wody, ogrzewania? Tysiące złotych, o których zazwyczaj milczymy. A przecież bez tego nie da się ratować psów.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, jak się z tym zmierzyć. Nie wiem, co i jak robić, by nie zawieść psów, które już rozpoczęły walkę o swoje życie. Zmieniło się wszystko. A nie, przepraszam! Nie zmieniła się tylko liczba próśb o pomoc. Te płyną szerokim strumieniem. Odmawiam. A jak tak dalej pójdzie, nie pomogę już nikomu.
Wybaczcie ten gorzki ton. Jestem szczera. Tak wygląda rzeczywistość. Wiem ile jako organizacja umiemy i możemy, wiem, na ile nas stać, wiem, jak potrafimy zmieniać psi los. Ale rdzeniem pracy Fundacji są zbiórki i adopcje. Bez nich nie uratujemy zwierząt w potrzebie. Dla mnie, dla nas, nie ma znaczenia, cze zwierzę jest polskie, czy ukraińskie. Jego cierpienie boli tak samo! I nie powinno mieć miejsca całe to okrucieństwo - czy wojenne, czy na mniejszą skalę.
Ja już nie widzę światełka w tuneli. Nadzieja umiera i nie, nie moja. Umiera nadzieja zwierząt, mających realną szansę, która właśnie wymyka im się z łap! Więc błagam. Jeśli możecie - POMÓŻCIE.
Ładuję...