Podrzucona do dzikich kotków... Maleńka kicia prosi o pomoc

Mnie i moje rodzeństwo znalazła pewna pani w budce, w której nocują czasem dzikie kotki. Od razu było widać, że my trochę za mało boimy się ludzi jak na kotki urodzone na ulicy. Wiecie, czasem tak bywa, że u kogoś w domu rodzą się kocięta i on ich nie chce i nie chce mu się też szukać domu, no to takie maluszki jak my gdzieś podrzuca… Było nas troje, moja siostra i brat spodobali się znajomym pani, która nas znalazła, a ja nikomu się nie spodobałam. Tak trafiłam pod opiekę cioć.

 Chciałabym, żeby mnie ktoś zechciał, bo to naprawdę nie jest nic fajnego wiedzieć, że się nikomu nie podobasz. Ciocie obiecują, że ja nawet z tym moim czarnym futerkiem znajdę kogoś, kto mnie pokocha, ale najpierw musimy mnie przygotować do mojego domku. Wiem, że w świecie ludzi za wszystko trzeba płacić pieniążkami i wiem, że ciocie tych pieniążków nie mają, to pomyślałam, że może mi pomożecie uzbierać…

Kociątko jest dziewczynką i z racji swej wielkości dostała na imię Maleństwo. Jest milutka, bardzo wesoła, skora do zabawy, no takie okrąglutkie, pełne życia kocie dziecko. Zanim trafi do adopcji, musimy ją odrobaczyć, odpchlić, wykonać jej testy na choroby zakaźne, zaszczepić ją i opłacić blisko tygodniowy pobyt w lecznicy. Naprawdę tak złego roku nie mieliśmy... Wiemy, że Wy pewnie też nie i że u Was też ciężko z finansami, ale ślicznie prosimy o jakąkolwiek pomoc…