Wyrzucona, chora na Babeszjozę Sara walczy o życie. Bez nas umrze. Pomocy

To się nigdy nie skończy... 

Jedna z podlubelskich wsi, przyjeżdża obcy samochód, trzask drzwi, pisk opon.... I są - kolejne obce psiaki biegające od podwórka do podwórka. Nikogo już to nie dziwi, nikt nie reaguje 😔 kolejne psie życie wyrzucone jak śmieć, skazane na śmierć głodową, zagryzienie lub zamarznięcie...

Taki los zgotował "właściciel" tej pięknej istocie. Ten kłębek strachu ponad dwa tygodnie był przeganiany przez mieszkańców wsi. Nikt nie chce kolejnego ujadacza, a suka to wiadomo, większy problem, bo zaraz szczeniaki będą... 😒 Ponad dwa tygodnie strachu, krzyków, może nie jednego kopniaka. Na szczęście los na jej drodze postawił naszą wolontariuszkę, nie poddała się postanowiła odłowić te piękne wystraszone oczy..  nie powiemy że było łatwo, ale na szczęście jest już bezpieczna. Sara (takie imię dostała) od dziś jest pod naszą opieką.

Kochani, tułaczka wyrządziła ogromne szkody zewnętrzne i wewnętrzne tej kruszynie. Niedożywienie, niewyobrażalne wychudzenie, wysoka gorączka, niezliczone ilości pcheł i kleszczy. Dziś wyjęłyśmy ich ponad 40! Z tego 14.5 kilowego ciałka...

Badanie krwi wykazało obecność Babesia Canis oraz silną niedokrwistość. Nie wiadomo, czy sunia nie będzie musiała mieć transfuzji krwi. Stan jej jest ciężki, ale my nie poddamy się bez walki! Kochani musimy walczyć, aby to psie dziecko zaznało w końcu czym jest miłość, spokój. Musimy ją wyleczyć, by mogła szukać odpowiedzialnego domku. Takiego jedynego, z którego już nikt nigdy jej nie wyrzuci!

Dzisiejsze ratowanie suni, antybiotyki, kroplówki i leki zabójcze dla babeszjozy to koszt około 300 zł, a przed nami jeszcze kilka dni leczenia. Sunia została w szpitalu na noc. Błagamy o pomoc, niech Sara uwierzy w nas. Niech uwierzy w ludzi. Niech na nowo zaufa. Nie pozwólmy jej odejść nie znając miłości człowieka.