Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za pomoc dla kociaków. Dwa z nich znalazły nowe domy.
Jimmy niestety jest bardzo chory, w związku z czym musimy utworzyć dla niego osobną akcję.
Po raz pierwszy te maleństwa zobaczyliśmy na ogłoszeniu dodanym na jednej z lokalnych fejsbukowych grup. Po prostu: "oddam kotki..." Czytając takie ogłoszenia, my jako przedstawiciele fundacji, z tyłu głowy zawsze mamy: "a co z ich matką?".
Nie zastanawiając się długo, wolontariuszka skontaktowała się z ogłoszeniodawcą i zaproponowała zabranie maluchów pod opiekę fundacji w momencie kiedy już będą mogły być zabrane od matki (chodziło tu o dobro kociąt, żeby nie zostały oddane zbyt wcześnie i z umowami adopcyjnymi gwarantującymi ich kastrację w przyszłości) - w zamian za zobowiązanie do kastracji matki. Maluszków było aż sześć więc zobowiązanie duże, ale dla nas najważniejsze jest, żeby nie rodziły się kolejne dzieci do rozdania do dobrych domów - bo jakie one będą, tego nie wie nikt.
Minęło kolejne trzy tygodnie i pani właścicielka kotków odezwała się zgodnie z umową. Przywiozła maluszki do domu tymczasowego fundacji, oznajmiając, że już ma umówioną kastrację matki. Tylko niestety okazało się, że zamiast sześciu malców przyjechało trzy. Trzy kocurki. Pozostałe kotki pani oddała, bo "ładne ludzie wzięli". Problemem jest tylko to, że te ładne to były dziewczynki, i to na nich zależało nam najbardziej - żeby w przyszłości nie rodziły kolejnych kotków. Mało tego - maleństwa, które miały być przygotowane do adopcji, okazały się być zapchlone, zarobaczone, z biegunką - bo pani karmiła je ziemniakami z sosem.
Jimmy, Ricardo i Bonito ważyły po 30 dkg. Mimo że według tego co wyliczyliśmy miały ponad 2 miesiące. No ale czego się można było spodziewać po ziemniaczanej karmie.
Kolejny problem pojawił się podczas szczegółowych oględzin kociąt. Okazało się, że to, co mają w uszach to jedna wielka tragedia. Odchodów świerzbowca było tyle, że maluszki miały zupełnie zatkane uszy. Na wyczyszczenie ich trzeba było zużyć całe opakowanie patyczków kosmetycznych. One miały szczęście. A co z tymi, które zostały oddane? Czy ktoś zadba o ich zdrowie?
Prawda jest jedna - te kocięta są kolejnym przykładem, jak lekko niektórzy ludzie oddają koty i jak inni je przyjmują, nie biorąc pod uwagę tego, że wymagają leczenia.
Być może ktoś powie - przecież one nie wymagają wielkiej pomocy. Tylko dlaczego już na wstępie zapłaciliśmy ponad 300 zł (leczenie biegunki, świerzbowca, odpchlenie, odrobaczenie, wizyty w lecznicy). A gdzie dalsza profilaktyka (szczepienia, kolejne odrobaczenia), karmienie, badania. To wszystko kosztuje i dla nas to zbyt wiele. Gdyby ktoś zadbał o nie od urodzenia, to nie musielibyśmy pisać tej akcji.
Loading...