Dzika działkowa kotka z gnijącą łapką błaga o pomoc

Closed
Supported by 44 people
2 529,77 zł (103,25%)
Adopcje

Started: 18 January 2024

Ends: 22 February 2024

Hour: 08:58

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Od zawsze przecież wiedziałam, że życie kotków na ulicy nie jest łatwe, ale mi się jakoś udawało. Moja mama i rodzeństwo już dawno temu odeszli, cześć wpadła pod auto, część zachorowała a inne zabiły niemiłe pieski. Byłam przekonana, że skoro udało mi się uniknąć śmierci przez jakieś dwa lata to uda mi się już zawsze. Biegałam po moich działkach i czułam się dosłownie ich władczynią, bo byłam tu najstarsza, znałam każde miejsce karmienia i chyba każde możliwe schronienie. Na pewno straciłam czujność, bo skoro zawsze biegałam tymi samymi drogami to przecież je znałam. Nie przewidziałam, że na mojej stałej trasie znajdzie się siatka z drutem kolczastym. To nawet nie tak, że ktoś mnie chciał zrobić krzywdę, po prostu przełożył ją z jednego miejsca na inne, a całość przysypał śnieg. Nie zauważyłam co pod śniegiem jest… Ból był niewyobrażalny dosłownie duży kawałek mojej skóry i mięśni został na tej leżącej na ziemi siatce.

Leżałam w ukryciu myjąc łapkę przez kilka dni, nawet nie widziałam, że w tym czasie panie, które kotki dokarmiały mnie szukają. Nie wiem jakim cudem się ani nie wykrwawiłam, ani nie zamarłam. Mycie łapki nie pomogło, mimo, że się starałam musiało wdać się zakażenie i łapka bolała jeszcze bardziej. Bałam się taka nie do końca sprawna wyjść z ukrycia w dzień, chodziłam na miejsca karmienia nocą trzęsąc się z zimna i dojadałam resztki. Powiem Wam, że trwało to koło miesiąca zanim poczułam się na tyle lepiej i zanim nauczyłam się chodzić na trzech łapkach. W końcu odważyłam się wyjść w dzień a moje panie Karmicielki jak mnie zobaczyły popłakały się na mój widok. Najwyraźniej nie wyglądałam dobrze… Skusiły mnie na pachnące jedzonko i złapały w specjalną klatkę. I tak trafiłam do cioć. Na moje działki już nie wrócę, ale ciocie obiecały, że mają miejsce w swoim azylu dla kotków takich jak ja, czyli takich, które nie chcą mieszkać z ludźmi, a z powodu niepełnosprawności nie mogą wrócić w swoje miejsce bytowania.

Koteczkę nazwaliśmy Jej Wysokość, a właściwie tak ją nazwały już dawno temu panie, które ją dokarmiały. Wiemy, że to dziwne imię, ale idealnie do niej pasuje. Ma niewiele ponad dwa lata, Karmicielki dobrze ją znają – pewna siebie, spokojna, całkowicie niezsocjalizowana urodzona na działkach kotka. Sprytna i odważna, przeżyła całe swoje rodzeństwo, bo doskonale sobie radziła. Niestety jak większość kotów żyjących na zewnątrz radziła sobie do czasu. Musimy Jej Wysokość amputować poranioną kończynę, musimy ją odrobaczyć, odpchlić, zaszczepić, przebadać na choroby zakaźne i opłacić jej 3 tygodniowy pobyt w szpitalu. Na szczęście Karmicielki zadbały już dawno o jej zabieg kastracji. Staramy się obecnie nie przyjmować nowych kotków, bo nie mamy za co ich utrzymać, ale zwierzątku w takim stanie nie mogliśmy odmówić. Błagamy Was o wsparcie, nie poradzimy sobie z kosztami sami…

Supporters

Loading...

Organiser
3 actual causes
908 ended causes
Supported by 44 people
2 529,77 zł (103,25%)
Adopcje