Co z ułanów w nas zostało? Polska przoduje w eksporcie koni na rzeź w Europie. Zbieramy na lepsze jutro naszych przyjaciół!

Closed
Supported by 124 people
740 zł (7,4%)
Adopcje

Started: 16 December 2018

Ends: 15 January 2019

Hour: 23:59

Thank you for your support - every penny counts.
Together we have great power!
As soon as we receive the result of the action, we will post it on the site.

Co z ułanów w nas zostało?  

Słowo "człowiek" - jakże dumne brzmienie! Masowo podpisujemy pro zwierzęce petycje, zrzucamy naturalne futra, ratujemy foki w Kanadzie i promujemy prawa zwierząt. Skandujemy przeciw transportom koni na rzeź, popularyzujemy wegetarianizm i organizujemy spektakularne manifestacje. Chełpimy się ułańską tradycją, gdzie koń był przyjacielem. Jakże piękne się to wszystko wydaje! Wydaje się?

Resztki ułudy o ułańskiej tradycji rozbryzgują się w kroplach chłodnego deszczu, kiedy z przyczepy  wyciągamy niemalże zwłoki konia. Rozpaczliwe końskie rżenie, pełne cierpienia , rozrywa nam bębenki w uszach. I w ciągu ułamka sekundy, wobec tego co widzimy, słowo "człowiek" nie brzmi już tak dumnie.. A ułańskie legendy naszych dziadków trącą utopią.

Strach dotknąć, aby dotknięciem kucyka nie zabić. Małe czarne ślepia świdrują nas na przestrzał. Mała leży, usiłuje podnieść głowę, ale za każdym razem opada bezwładnie, aż w końcu rezygnuje. Pokornie czeka, co się z nią stanie. Handlarz poinformował nas, że leży tak od 3 tygodni. W takim stanie oddał mu kucyka rolnik z prośbą 'Pan się pozbądź, bo wstyd przed sąsiadami'. Ale i na targu pośród innych handlarzy wstyd było wyciągnąć z ciężarówki, bo nawet dla handlarzy widok tak zamorzonej i zawszonej kucyczki, byłby niesmaczny.

Teraz skarłowaciała kucyczka leży skulona w boksie. Cicho rży. Rży o ułanach, o tradycji, o zielonych pastwiskach, których nigdy nie widziała, o łąkach na które wykrzywione kopytka nigdy jej nie zaniosą. Nie ma sił wstać, nie ma sił jeść. W jej oczkach nie tli się już nic prócz nadziei - aby umieranie nie bolało.

Płacimy za transport, kucyczka trafia do naszej stajni. Mija doba. Mija następna. Mnożą się koszta codziennych wizyt weterynarza i podawanych leków i suplementacji. Inka zaczyna sama jeść, klękając przy miseczce z owsem. Trzeciego dnia okazuje się skąd ta wola walki. Inka będzie miała dla kogo żyć. Bo spodziewa się źrebięcia..

Nie wiemy, czy źrebię w ogóle urodzi się żywe. Stan małej Inki jest nadal tragiczny, choć każdego dnia walczymy, aby zminimalizować jej cierpienia. Za potężną wolę życia tego malutkiego stworzenia postanowiliśmy, że zrobimy wszystko, aby jej schorowane dziś kopytka zaniosły ją kiedyś na zielone pastwiska między stado innych kucyków, pośród których godnie dożyje swoich dni.

Z Waszą pomocą, w ciągu wielu lat działalności, Fundacja Centaurus ocaliła kilkaset koni i dała im troskliwy dom do końca ich dni. Widzieliśmy naprawdę wiele. Wielu obrazów wolelibyśmy nie pamiętać. Ale kiedy patrzymy na Inkę zastanawiamy się, gdzie są granice ludzkiej bezmyślności? Gdzie są granice ignorancji wobec drugiej istoty i istnieje moment, w którym wyczerpuje się ludzka obojętność?

My, kraj ułanów, z ułańską fantazją potrafimy godzinami opowiadać o naszym zamiłowaniu do czterokopytnych. Nasze opowieści zagłusza jednak coraz częściej ryk silnika potężnego tira wiozącego kolejne transporty ściśniętych koni. Bo my, kraj ułanów, przodujemy w eksporcie koni na rzeź do Europy. W kraju ułanów, w wielu polskich wsiach, pochowane po szopach "Inki" dożywają w cierpieniu swoich dni, pozostając na łańcuchu od dnia narodzin do dnia śmierci. Nie widzą kowala ani weterynarza, nieraz pracują ponad siły, a kiedy nie przypominają już z żadnej strony ułańskiej dumy, jaką jest koń - pod osłoną nocy ładowane są na ciężarówki. Bo wstyd ułanom..?

Nie wątpimy, ze wystarczy nam sił i czasu, aby poddawać kucyczke codziennej rehabilitacji. Nie wątpimy, że Inka zrobi wszystko, aby dożyć porodu i móc opiekować się maleństwem. Wątpimy jednak, czy chęci wystarczą. Na leczenie małej wydaliśmy w ciągu paru dni fortunę, a leczenia zaprzestać nie można. Chcemy ofiarować jej wszystko, co najlepsze, ale nasze możliwości są ograniczone.."

To apel, dzięki któremu maleńka Inka żyła z nami jeszcze długo, a jej małe, powykrzywiane kopytka przeszły jeszcze wiele piaszczystych dróżek. W każde Boże Narodzenie Inka urządzała swój kucykowy bazarek, aby móc zrobić paczki dla prawie setki innych kucyków. Była najmniejsza, ale była najdzielniejszym i najbardziej przedsiębiorczym kucykiem, jaki u nas zamieszkiwał. Była też jednym z najweselszych kopytnych jakie mieliśmy, mimo swego kalectwa żyła pełnią życia. Mogła być wzorem dla wielu z nas, ludzi, i dla wielu była.

Ponieważ w te Święta Inka nie może tego zrobić - my organizujemy bazarek w jej imieniu. Jesteśmy przekonani, że Inka spogląda teraz z wiecznie zielonych pastwisk, po których wreszcie galopuje bez bólu, i rozgania chmury nad naszym zwierzęcym folwarkiem przepuszczając promienie złocistego, zimowego słońca. Pewnie to o co by Was poprosiła, i co robiła co roku, to byłyby smakołyki dla wszystkich 700 koni pod naszymi skrzydłami. Nie będziemy tego zmieniać, bo Inka była wielbicielką końskich ciasteczek marchewkowych - może po cichu poprosimy również o paszę i suplementy dla staruszków i derki dla chudszych koni. Na pewno Inka nie będzie nic przeciwko, a pozostałe konie, szczególnie schorowane staruszki, wyjątkowo ucieszą się na takie końskie prezenty z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Prosimy, dorzuć swoją cegiełkę do tej paki i wspomnij czasem Inkę, najdzielniejszą ze wszystkich kucyków..   

Organiser
26 actual causes
1391 ended causes
Supported by 124 people
740 zł (7,4%)
Adopcje