Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kuki to kot Ani, naszej wolontariuszki, który ma 13 lat. Zaadoptowany przez nią jako kociak. Niesamowita gaduła, miziak i przytulak, najlepszy i najwierniejszy przyjaciel. Do tej pory nie chorował na nic przewlekle i nie przyjmował na stałe żadnych leków. Ale nagle wszystko się zmieniło.
Biorąc pod uwagę wiek, można było spodziewać się problemów z nerkami, wątrobą, sercem… Ale nikt nie spodziewał się tego... Wieczorem 16 lipca 2020 r. wszystko było normalnie, ale następnego dnia rano świat naszej wolontariuszki i Kukiego został wywrócony do góry nogami. U kocurka pojawił się paraliż – nie mógł utrzymać stojącej pozycji i stałej temperatury ciała, powłóczył za sobą tylnymi nogami, wydawał się być nie do końca świadomy, był zdezorientowany, stracił apetyt.
Natychmiast trafił do lecznicy, gdzie przyjęto go do szpitala na obserwację. W ciągu doby wszystkie kończyny przestały działać. Badania krwi nie wykazały niczego złego, w RTG nie stwierdzono żadnych odchyleń od normy w obrębie narządów klatki piersiowej i jamy brzusznej, w kręgosłupie nie było żadnych zmian. W ciągu doby, z niewiadomego powodu, teoretycznie zdrowy kot całkowicie przestał się poruszać. Kuki wrócił do domu, bo gdzie będzie się czuł bezpieczniej? I zaczęła się prawdziwa walka – podawanie kroplówek i leków przeciwbólowych, docieplanie termoforem, wyciskanie pęcherza.
Opiekunowie spali na zmianę, czuwając i doglądając go przez całe doby. Nadal nie miał apetytu, więc był dokarmiany i wożony na wizyty kontrolne u weterynarza dwa razy dziennie. Wkrótce kocurek zaczął częściowo sam się załatwiać, częściowo trzeba było pomagać mu opróżniać pęcherz.
Po kilku dniach Kuki pojechał na konsultację u neurologa i rezonans magnetyczny, który wykazał „na terenie rdzenia kręgowego w jego części centralnej oraz po stronie prawej rdzenia, na wysokości trzonów kręgów C6, C7 i Th1 masę o podwyższonym sygnale w obrazach T2 zależnych i STIR oraz niezmienionym sygnale w obrazach T1 zależnych”. Stwierdzono porażenie czterokończynowe wiotkie, ale nie ustalono przyczyny. Wdrożony został steryd, antybiotyk i Gabapentyna – lek działający przeciwbólowo i uspokajająco. Powoli wracał apetyt i prawidłowa temperatura ciała. Wszyscy liczyli na to, że steryd zadziała, że coś, co się przytrafiło, da się szybko przegonić i niebawem znowu stanąć na łapki… Niestety, tak się nie stało. Po ok. tygodniu wróciła władza w lewej przedniej łapce.
Ale tylko w tej jednej. Prawa przednia kończyna jest w najgorszym stanie – reakcja poprawcza zniesiona, kończyna jest spastyczna, są w niej zaniki mięśniowe. Od tamtej pory Kuki cały czas jest wspomagany kroplówkami, bo bardzo mało pije. W dalszym ciągu przyjmuje steryd i antybiotyk. Na szczęście wrócił mu apetyt; znowu zaczął „gadać”, mruczeć i załatwiać się sam, bez niczyjej pomocy. Jeden z lekarzy zasugerował eutanazję. Ale jak można uśpić kota, który tak bardzo chce żyć? Od kiedy Kuki zaczął rehabilitację, samodzielnie przewraca się z boku na bok, na bieżni wodnej jest w stanie zrobić sam kilka kroków na tylnych kończynach. Dopisuje mu apetyt, domaga się pieszczot, na co dzień pomaga Ani w pracy i dotrzymuje jej towarzystwa na każdym kroku. Oprócz tego, że nie może chodzić, zachowuje się jak całkiem zdrowy kot.
Ania cały czas szuka pomocy u kolejnych specjalistów, wykonuje dalsze testy i badania (bardziej szczegółowe badania krwi, kolejny RTG, kolejne USG, kolejny rezonans). Wyniki badań są w normie, testy na FIV i toksoplazmozę ujemne, ale rezonans wykazał, że niestety zmiana w rdzeniu nie uległa żadnemu zmniejszeniu. Od kilku miesięcy Kuki cały czas jest poddawany rehabilitacji (dwa razy w tygodniu godzina terapii manualnej + bieżnia). Przed nim kolejne badania, kolejne wizyty u specjalistów, kolejne godziny rehabilitacji. Ania nie traci nadziei, że jeszcze uda się znaleźć powód i go pokonać: „Wierzę, że jeszcze nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości. Zrobię wszystko, żeby udało nam się odzyskać sprawność i stanąć na łapki, choćby nie wiem, ile to miało kosztować. W końcu medycyna bardzo poszła do przodu, weterynaryjna również”. Jak się domyślacie, dotychczasowe leczenie i diagnostyka niemal doszczętnie pochłonęły oszczędności Ani. Dwa rezonanse to łączny koszt 3 tys. złotych.
Każda godzina rehabilitacji to 140 zł. Łatwo można policzyć, że miesięczny koszt samej rehabilitacji, bez wizyt u lekarzy, bez leków, to 1120 zł. Znamy Anię od wielu lat i wiemy, że tak łatwo się nie podda w walce o Kukiego. Ale żeby mogła dalej walczyć, potrzebuje naszej pomocy. Zbieramy na pokrycie kosztów rehabilitacji przez 4 miesiące. Dorzucicie swoją cegiełkę na pomoc osobie, która od lat pomaga zwierzętom, a teraz sama jest w potrzebie?
Ładuję...