Ratunek dla "gminnej" kotki skazanej na śmierć

Wsparło 14 osób
850 zł (14,16%)
Brakuje jeszcze 5 150 zł

Rozpoczęcie: 27 Lutego 2024

Zakończenie: 31 Maja 2024

Godzina: 23:59

Jestem karmicielką kotów bezdomnych, opiekunką kilkunastu powypadkowych i przewlekle chorych zwierząt oraz wolontariuszką. Pomagam zwierzętom i organizacjom pro zwierzęcym od wielu lat.

Teraz sama potrzebuję pomocy a w zasadzie potrzebuje jej Kotka Michasia, która przypadkiem trafiła pod moją opiekę na początku zimy.  Sygnały o chorym kocie z wielkim guzem na szyi docierały do mnie już na wiosnę. Kot ponoć chodził za przechodniami, próbował wchodzić do samochodów i do sklepów. Oczywiście wszyscy przeganiali go z obrzydzeniem i choć postanowiłam, że nie jestem w stanie ani finansowo, ani czasowo sprostać opiece nad kolejnych chorym zwierzęciem, wizja umierającego w męczarniach kota spędzała mi sen z powiek.  "Wrzuciłam" post z prośbą o pomoc w namierzeniu kota z guzem i przekrzywioną głową, na terenie gdzie się pojawiał.

Niestety odzewu nie było a kot wydawał się niewidzialny. Na początku jesieni odezwał się do mnie straszy Pan, że ma kota w samochodzie. Pojechałam z transporterem i przejęłam kota w myśł zasady, że będę martwić się później... A że zupełnie nie miałam już gdzie go umieścić, uprosiłam gminę o przyjęcie kota do lecznicy z którą współpracują. Kot okazał się kotką z ogromnym guzem utrudniającym oddychanie, jedzenie, funkcjonowanie. W lecznicy nie mieli na kotkę pomysłu a fundusz gminny na leczenie z końcem roku praktycznie się wyczerpał, więc kotka dostała antybiotyk z nadzieją, że guz zniknie... następnym kotkiem była eutanazja. Kotka była w fatalnym stanie, chuda cała w dredach i kołtunach. Antybiotyk oczywiście nie pomógł. 

Trzeba było kotkę zabrać, pytanie tylko gdzie... Z pomocą przyszła mi znajoma dobra dusza, która awaryjnie użyczyła nam kąta w łazience i zaoferowała pomoc w opiece nad Michasią, bo tak nazwałyśmy kotkę. Kasia dała miejscówkę, ja zobowiązałam się do pokrycia kosztów leczenia i pomocy z karmą. Jedynym ratunkiem było usunięcie guza. Znalazłam lecznicę, gdzie Michasia przeszła pierwszą operację, która niestety nie przyniosła żadnych rezultatów. Guz szybko wypełnił się ponownie płynem i Michasia znów się dusiła. Raz w tygodniu jeździłam z kotką na ratujące życie ściąganie płynu. Jednak to nie było rozwiązanie. Szukałam pomocy u najbardziej renomowanych chirurgów, którzy jednak nie chcieli się podjąć reoperacji. 

W końcu trafiłam w jednej z Warszawskich klinik na, wspaniałą Panią doktor, chirurga z ogromnym doświadczeniem i wiedzą, która znalazła przyczynę takiego stanu Michasi i podjęła się operacji. Kotka miała usuniętą śliniankę, wraz z ogromną torbielą wypełnioną płynem. Operacja przebiegła pomyślnie. 

Rozpoczął się okres gojenia i rekonwalescencji. Wynik histopatologii napawa optymizmem a rokowania są pomyślne. Jednak przed Michaią kolejne bardzo drogie badania kontrolne i kolejna tomografia mająca wykluczyć nawrót choroby. Kwota leczenia Michasi sięga ponad 10 tys. złotych. Częściowo poradziłam sobie z wydatkami "na Michasię". Jednak nie wszystkie faktury jestem w stanie opłacić sama. Mam jeszcze pod opieką 9 takich kotków jak ona, a to są naprawdę ogromne koszty i wyrzeczenia. Dlatego TOZ odział w Warszawie, zgodził się pomóc mi w zbiórce środków na opłacenia ostatnich faktur. 

Mam nadzieję, że Michasia nie będzie na zbiórce niewidzialna, tak jak była niewidzialna dla setek przechodniów, którzy mijali ją obojętnie na ulicy. Przygnębiający jest również fakt, że o życiu decydują pieniądze. Nigdy jednak nie zdecydowałam się na eutanazję z przyczyn finansowych i mam nadzieję, że nigdy życie mnie do tego nie zmusi... 

Pomogli

Ładuję...

Wsparło 14 osób
850 zł (14,16%)
Brakuje jeszcze 5 150 zł