Zwierzęta Pana Bernarda

5 650 zł
Wsparło 69 osób
Adopcje

Rozpoczęcie: 6 Listopada 2023

Zakończenie: 31 Października 2024

Godzina: 23:59

Pan Bernard ma 68 lat i większość swojego życia przepracował w lesie. Jak mówi pochodzi z biednej rodziny, a rodzeństwa miał sześcioro... w rodzinnym domu było klepisko, a pracować zaczął jako młode jeszcze dziecko pomagając rodzicom na gospodarce.

Gospodarstwo biedne, nieduże ciężko było wszystkich wykarmić... Gdy podrośli wraz z bratem zaczęli pracować w lesie i z lasem związane było ich całe życie. Mieszkali w Gajowce nadleśnictwa, a gdy przyszła reprywatyzacja, za odłożone pieniądze kupili Gajówkę i w niej mieszkają do dziś.

W miejscu tym czas jakby zatrzymał się... nie ma internetu, telefonu, woda jest, ale w studni... A upływ czasu widoczny jest na drewnianych ścianach, i w roślinności albowiem do tej Gajówki las wkrada się powoli, bo i mieszkańcy sił mają coraz mniej, zwłaszcza od kiedy brat Pana Bernarda trafił do szpitala... stoję tam i słucham tej opowieści, właśnie dowiozłam drugą turę jedzenia dla zwierząt...

Pan Bernard opowiada, a ja staram się policzyć zwierzęta i zastanowić się jak tu pomóc. Pomóc ludziom i zwierzętom. Wierzę, że dobra pomoc to taka, której się nie narzuca, taka która jest pomocą uważną... a nie wpychaniem na siłę swoich poglądów, przekonań, czy dobrej woli... W krzakach przy domu widzę Daniela z młodym, nie boi się. Zapewne jest częstym gościem u Pana Bernarda.

Gdy się poruszę psy trochę ujadają na mnie, ale gryźć mnie nie chcą. Co mądrzejsze zaczęły już mnie kojarzyć i łaszą się do mnie. Głaszcze jednego, w jego sierści tu i tam są wtarte odchody dzikiej zwierzyny, bo jak wszystkie psy tego świata i te lubią perfumy... Psów jest 8 najmłodsze 4 sztuki Pan Bernard chce oddać. To dwie sunie w wieku ok. roku i dwa szczeniaki ok. 3- 4 mc, sunia i samczyk. Wszystkie te psy są małe takie z przedziału 6-9 kg.

Są dobrze odżywione. Zresztą w miskach widzę karmę, która przywiozłam w zeszłym tygodniu. Pan Bernard się cieszył, bo nie musiał kilka razy dziennie na rowerze jeździć po jedzenie dla zwierząt. Sklep jest stosunkowo daleko...

Najmłodsze szczeniaki dziś jeszcze wyjadą do mnie do domu, ale suk nie mam gdzie zabrać. Do kastracji ogółem są 3 suki, najstarsza Pan Bernard chce zostawić, bo z trudem przekonał ją do siebie, długi czas nie podchodziła do niego uciekła, miała dwa mioty w lesie... obcym nie ufa zupełnie. Oprócz psów i podchodzących do gajówki Danieli, są jeszcze koty... Tych ile jest ani ja, ani Pan Bernard do końca nie wie. Wszystkie praktycznie dzikożyjące i umówiliśmy się , że będziemy kastrować je po kolei. Szacujemy, że jest około 20... Mogą zostać, ale nie mogą się mnożyć. Pierwsze cztery koty na kastracje wyjadą w najbliższą środę... Pan Bernard w zeszycie zapisuje godzinę i dzień w jaki po nie będę, żeby nie zapomnieć i zdążyć je połapać.

Nie ma telefonu więc muszę być tak jak powiem. Szczenięta jechać nie chciały, zostawiają ślady ugryzień na dłoniach Pana Bernarda...

Ja zaś myślę, o tym jak zdobyć fundusze na tyle kastracji. Najstarsza sunia, wymaga przed zabiegiem dokładnych badań, echo serca, pełen panel krwi, prawdopodobnie USG... Tak sądzę. Kolejne koszty, wiem, że stosownym funduszem nie dysponuje ani ja, ani zapełniona po brzegi nasza mała, aczkolwiek dzielnie stawiająca czoło ogromowi bezdomności Fundacja. Zbieramy na kastrację psów i kotów, choć zwierzęta wydają się być w dobrym stanie, to potrzebne są środki na pchły i kleszcze. Pomoc w tym miejscu, nie będzie jednorazowa, to nie chwilowy zryw serca... Mam świadomość, że odwiedzać Pana Bernarda raczej trzeba będzie regularnie, choćby po to, by pomóc mu z transportem, bo przecież nie ma samochodu.

Wszystkie zwierzęta to znajdy z lasu, którym w Gajówce nie odmówiono jedzenia i tak się trzymają tego miejsca. Żyją sobie zgodnie. Wcześniej, do oddalonego parę kilometrów gospodarstwa przyjeżdżał weterynarz do krów, od niego Pan Bernard brał leki dla psów czy uzyskiwał pomoc weterynaryjną...

No, ale od niedawna gospodarz poszedł na emeryturę, młodzi nie przejęli... A nowego sposobu na dostarczenie opieki weterynaryjnej, Pan Bernard jeszcze nie obmyślił... Zamykam bagażnik, młode szczeniaki trzęsą się ze strachu... Żegnamy się... Pan Bernard na odchodne rzuca mi, że jestem zupełnie szalona... w żarcie odpowiadam, że i on zdajesie do normalnych nie należy... "No ale wie Pani, dziś uwierzyłem, że uda się Pani mi pomóc. To się wymknęło spod kontroli, nie jestem złym człowiekiem dbam o nie". Odpowiadam, że oczywiście, że się uda...

Choć wcale tak nie myślę, bo wszystko zależy od tego... Czy Wy nam pomożecie? Czy razem wspólnymi siłami... Będziemy mogli pomóc. Koszty kastracji tak wielu zwierząt, być może leczenia mogą być naprawdę duże... Bez wsparcia z zewnątrz, jedna dziewczyna od psów i jeden Leśnik na emeryturze mogą nie dać rady...

Wsiadam w samochód, jadę z malcami do weterynarza. Wszystkich potrzeb jeszcze nie znam, jestem u Pana Bernarda trzeci raz i za każdym zaskakuje mnie coś nowego... bo u takie jest życie ze zwierzętami, nie do końca przewidywalne. Pomożecie?

Pomogli

Ładuję...

Organizator
12 aktualnych zbiórek
299 zakończonych zbiórek
5 650 zł
Wsparło 69 osób
Adopcje