Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wszystkie maluszki wygrały walkę o życie! Dziękujemy - bez waszego wsparcia by się nie udało.
Kociaki wyzdrowiały, podrosły i znalazły nowe domy skąd gorąco was pozdrawiają :)
Walczymy... Maluchy na razie dają radę. Oby tak dalej. Dziękujemy za wsparcie bo dzięki zebranej kwocie możemy zafundowac maluchom kolejne środki podnoszące odporność i opłacić kolejne doby w szpitalu :)
O kciuki prosimy cały czas.
"Sens walki powinien być mierzony nie jej szansami na zwycięstwo, lecz wartościami, w których obronie walka została podjęta". - Henryk Elzenberg
"Pani Wiolu macie miejsce dla kociąt?". To pytanie słyszę niemal codziennie. I za każdym razem zastanawiam się, ile jeszcze damy radę. Ilu istotom zdołamy pomóc. Tym bardziej że coraz częściej zgłoszenia dotyczą maleńkich kociąt. Tak było i tym razem. Ok. 4 tygodniowe, znalezione na działkach bez matki. Czy mamy miejsce? Nie, od dawna już nie mamy wolnych izolatek. Ale wiemy, że na działkach te maluchy nie mają żadnych szans. Wysyłam zdjęcie do wszystkich tymczasów i czekam na odpowiedź. W głowie rodzi się pomysł - może się uda je porozdzielać do różnych matek. Ale to wolontariusze muszą się zgodzić. Bo przecież to oni będą się nimi opiekować w swoich domach.
Po kilku minutach przychodzi odpowiedź od dwóch wolontariuszek. Rude kotki i biało bury pojadą do jednego tymczasu, czarne do innego. Prosimy zatem o przywiezienie kociaków, mając nadzieję, że wszystko się uda, a matki przyjmą nowe kocięta.
Niestety jedna z matek nie akceptuje nowych dzieci. Kolejne próby nie przynoszą żadnych pozytywnych efektów, jest coraz gorzej. Wtedy zgłasza się Asia - kolejna wolontariuszka. Nie ma matki karmiącej, ale jest w stanie zająć się dwoma kociakami. Zatem zabiera do siebie czarnuszki, a rude i biało bury, według planu, jadą do innej mamy. Na szczęście druga matka przyjmuje maluchy bez problemu. Oddychamy z ulgą...
Mijają dni, maluchy rosną. Wszystko wydaje się być na dobrej drodze.
I nagle telefon od rudasków: "Wiola coś się dzieje z rudymi. Wiszą nad wodą, są słabe. Wczoraj wieczorem jeszcze normalnie jadły... Matka wymiotuje, jej czarne dziecko też..."
Bardzo szybko podejmujemy decyzję o transporcie kotów do lecznicy, do kociego szpitala. Jedzie cała ósemka (mama i 7 kociąt). Wykonane badania potwierdzają najgorsze przypuszczenia - panleukopenia. Wiemy, że koszty będą ogromne (zwłaszcza te za pobyt ośmiu kociaków w szpitalu), do tego koszty leczenia, surowicy, środków odpornościowych. Rude są bardzo słabe, czarny kociak od kociej mamy również.
Pojawia się pytanie, czy jest sens walczyć... Przecież te maluchy mają niewielkie szanse. Ale wartość, o którą walczymy jest największa - ŻYCIE...
Kociaki wraz z mamą cały czas przebywają w lecznicy. Niektóre są słabe, ale stabilne. Wiemy, że każda godzina może przynieść zmianę. Może być lepiej, ale może nastąpić pogorszenie. Walka z panleukopenią to trudna i nierówna walka, którą przegrywaliśmy nie raz, bo ten wirus jest wyjątkowo zjadliwy. Oby tym razem dane nam było ją wygrać.
Was, drodzy Darczyńcy prosimy o wsparcie. Bo żeby walczyć musimy mieć odpowiednie narzędzia, którymi w tym wypadku są finanse...
Ładuję...