Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Nie mamy nowych zdjęć niegdyś pięknej Majorki. Nie możemy podzielić się radosną wiadomością, że wyszła z choroby. Odeszła ciuchutko w kocim szpitaliku. Jedyne co zostawiła po sobie to smutek i dług za nieopłacone leczenie. Ale mimo wszystko dziękujemy tym, którzy wsparli nas choć trochę. Bo dług choć ciąży to mało ważny w porównaniu z tym, że już nie cierpi.
Brykaj kochana za tęczowym mostem. Niech twoje pozaziemskie życie będzie tak kolorowe jak twoje futerko za życia <3
Kolejna walka i kolejna przegrana. Koszt niebotycznie duży - ok. 1700zł. To wszystko za diagnostykę, kilkukrotnie badania krwi, USG, RTG, leczenie i bardzo długi pobyt szpitalny.
Liczymy tak naprawdę na cud. Liczymy na to, że ludzie zrozumieją, że takie długi też musimy spłacać. Że lecznica nie podaruje nam kosztów jakie poniosła. Nikt nam ich nie podaruje.
Ten rok jest dla nas bardzo ciężki, pewnie nie tylko dla nas. Ale może faktycznie ten cud nastąpi i uzbieramy choć połowę potrzebnej kwoty.
Są takie chwile w życiu kiedy człowiek staje się zupełnie bezradny i czeka tylko na to co przyniesie los. W przypadku kotki, która jest bohaterką tej historii, takie chwile bezradności los fundował nam niejednokrotnie.
Majorka pod opiekę fundacji trafiła jako zaledwie 3-miesięczne kocię. Przywieziono ją ze wsi, z opuszczonej posesji, gdzie urodziła się ona i jej rodzeństwo. Wydawało się - małe kocię, śliczne, oswoimy i szybko znajdzie dom. Ale nasze nadzieje na szybkie znalezienie nowej rodziny z każdym tygodniem malały. Bo choć Majorka była piękna i budziła zainteresowanie wśród ludzi, to niestety była bardzo nieufna, a w chwili zagrożenia wręcz agresywna. Przez 4 lata nie udało się jej trafić na odważnego człowieka, który podjąłby się pracy z trudnym kotem.
Końcem roku 2020 Majorka zaczęła pokazywać, że coś z nią jest nie tak. Jej futerko stało się zjeżone, dziwnie tłuste, i choć dopisywał jej apetyt, zaczęła chudnąć.
Wykonane wtedy badania nie pokazały nic złego, a kotka po kilku dniach pobytu w szpitalu wróciła do domu. Jej stan był stabilny, ale problem nie zniknął. Nadal chudła, chowała się w kąciku, nie była już tak aktywna jak wcześniej.
Początkiem lutego jej stan znowu się pogorszył. Ponownie trafiła do lecznicy i w efekcie końcowym do kociego szpitala. Tym razem już w obrazie USG widoczne były zmiany w jelitach, wątroba i trzustka były powiększone, zapalne. Podniesione parametry wątrobowe potwierdzały, że w organizmie kota dzieje się coś niedobrego.
Kotka wymagała codziennego podawania leków i nawadniania, przez co musiała pozostać w kocim szpitalu. Nie było to łatwe ani dla niej, ani dla lekarzy i techników. Bo Majorka nadal pozostała trudnym, nieobsługiwalnym kotem, a stres nie służy jej powrotowi do zdrowia. Ale to dla niej jedyna szansa i wiemy, że tak musi być.
Czy Majorka da radę? Czy jej los w końcu się odmieni? Czy da nam i sobie szansę? To mnóstwo pytań, które zadajemy sobie codziennie. Na wiele z nich nie ma odpowiedzi. Łudzimy się, że będzie dobrze i że razem przetrwamy najgorsze. Czy nam w tym pomożecie, zależy tylko od Was...
Ładuję...