Sputnik - ukraiński pies, którego uratowała wojna

Zbiórka zakończona
Wsparło 437 osób
17 220 zł (52,18%)

Rozpoczęcie: 18 Grudnia 2023

Zakończenie: 2 Marca 2024

Godzina: 23:59

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.
08 Stycznia 2024, 17:22
Sputnik po zabiegu ablazji

Kochani,

Na wstępie pragnę bardzo podziękować wszystkim tym, którzy wspierają i kibicują Sputnikowi. To cudowny i wspaniały pies, który dzięki Wam zyskał nowe życie bez bólu, szczęściu i szacunku jaki należy się każdej żywej istocie. Dzięki tak wspaniałym osobom możemy wciąż kontynuować #misjęSputnik, która wydawała się niemożliwa do wykonania a jednak się udała. 

Sputnik przeszedł zabieg ablacji czyli zabieg polegający na zmniejszeniu ciśnienia wewnątrzgałkowego poprzez odciągnięcie płynu z gałki ocznej oraz wpuszczeniu tam lekarstwa. Tym samym został uwolniony z permanentnego bólu.

8 stycznia Sputnik ma wizytę kontrolną, podczas której okaże sie, czy konieczna będzie amputacja gałek ocznych. 

Zapraszamy na naszego Instagrama fundacja_mikropsy gdzie znajdziecie Państwo wszystkie informacje na temat Sputnika :)

Ten pies od wielu miesięcy nie dawał mi spać. Bez możliwości jakiejkolwiek pomocy, skazany na wieloletni ból z ciśnieniem, które rozsadzało mu gałki oczne. Przeczytajcie historię Sputnika. Psa z Ukrainy, którego uratowała wojna.

Pomoc humanitarna do Ukrainy już prawie nie dociera. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że tuż za naszą granicą jest bardzo źle, że zapomnieliśmy jak bardzo tam cierpią niewinni ludzie. I zwierzęta.

Miejscowość Sumy i znajdujące się w obwodzie sumskim wioski to najbardziej zagrożone tereny wojenne. Tam w powietrzu unosi się smród trupów, który rozpozna tylko ten, który nie raz go poczuł. Specyficzny swąd przenikający przez nozdrza wywołuje lęk i niepokój. Ci, którzy mieli już stamtąd wyjechać, wyjechali. Ci, którzy nie wyjadą, pozostali w swoich domach i starają się żyć normalnie.

Pomoc humanitarna już tam nie dociera. Nikt nie jest na tyle odważny, aby dowieźć olej czy kilogram mąki potrzebującym ludziom nie wspominając o karmie dla zwierząt. 300 metrów dalej czyha wróg, który w każdej chwili może brutalnie zabić. 

Patryk i Filip – dwóch cudownych wolontariuszy, których miałam zaszczyt poznać na początku wojny jako jedyny dojeżdżali tam, gdzie nikt nie był. Poświęcając swoje życie pomagali tym, którzy naprawdę pomocy potrzebują. Nie tym, którzy bezpiecznie już ostali na ziemiach obcych a tym, którzy naprawdę są wdzięczni za bochenek chleba, dla nich bezcenny.

Podczas swojej ostatniej wyprawy dojechali do przytuliska dla psów zlokalizowanego tuż przy granicy z wrogiem. Prowadzonego jak na tamtejsze warunki dobrze. Kilkaset psów, porzuconych uciekinierów znalazło tam swoje miejsce. Warunki są bardzo skromne, nie ma weterynarza, luksusów ale jest serce i poświęcenie. Kilku ocalałych pracowników i wolontariuszy dba o psiaki najlepiej jak potrafi. W schronisku znajdują się te psy, ktore zaakceptowały warunki jak i te, które sobie nie radzą z daną sytuacją. Ot, wojna.

Dzisiaj już nie ma hurtowego ratowania psów jak było na początku wojny. Dzisiaj przywykliśmy do danej sytuacji i wróciliśmy do ratowania tych, które ratować łatwo. Gdzie nie trzeba się mierzyć z urzędniczą papierologią, denerwować czy na granicy Cię przepuszczą i czy nie trafi w Ciebie nadlatująca bomba. 

Psów bezdomnych na froncie prawie już tam nie ma. Uciekły spłoszone wybuchami rakiet albo zostały zabite w okrutny sposób. Ocalałe, spankowane biegają w okolicy a inne pozamykane są w schroiskowych kkojcach czy wiszą na łańcuchach bez możliwości, w razie potrzeby koniecznej ucieczki. 

Kilkaset psów w przytulisku, które przywykły do swojego życia nie mając innego wyboru. Na jednym z przesłanych mi przez chłopaków filmów ON, pies, który wyglądał tak jakby za chwilę gałki oczne miały mu eksplodować. Zdezorientowany, niewidomy. Nie interesowało mnie jakiej jest wielkości, ile ma lat i cokolwiek więcej. Zabolał mnie jego ból i cierpienie i nie liczyło się dla mnie nic poza tym, że muszę mu pomóc. I tu zaczęła się moja bezsenność i stres związany z Misją Sputnik.

Papierologia rządzi się swoimi prawami, jest bezlitosna i nie ma empatii. Człowiek, który wymyśla przepisy siedzi bezpiecznie w ciepłym gabinecie i główkuje, jak uprzykrzyć życie innym, szczególnie tym, które publicznie nazywa „bezwartościowym kundlem”. Bo nim właśnie w świetle przepisów był mój Sputnik – pies ocalały. Musiał czekać, aż przejdzie kwarantanne i uzyska wszystkie niezbędne papiery. Wytyczne unijne dotyczące przewozu zwierząt z Ukrainy do Polski, na które trzeba było czekać tygodniami, które wcale mu nie pomagały. 

I kiedy wszyscy zawiedli, kiedy nie wiedziałam, co robić, gdzie szukać osób, które przywiozą mi cierpiącego psa, zapytałam Patryka i Filipa „pojedziecie?” I bez chwili wahania usłyszałam w odpowiedzi: „pojedziemy”. I za te słowa do końca życia będę im wdzięczna. 

Problemy z pozyskaniem dużego samochodu, którym można było zawieźć do potrzebujących ludzi i schroniska uzbierane dary wyniknęły tuż przed samym wyjazdem. Mimo wielu obietnic, klepania po ramieniu i wyrażania zachwytu nad poświęcaniem życia nie udało się go pożyczyć. A mój pies Sputnik tam czekał.  Nie bacząc na przeciwności losu wsiedli w swój samochód i pojechali  przeszło 3000 km  po psa, którego każdy urzędnik by uśmiercił, żołnierz zabił a zwykly Kowalski odwrócił wzrok i pozostawił na pastwę losu.


Podróż ich zawarta w kilku linijkach opisu trwała kilkadziesiąt godzin. Zburzone miasta, blockposty, ciemność i zapach śmierci - bo tam gdzie jest Sputnk w ukraińskich rzekach płynie krew. Ludzie żyją w ciemnościach, pozamykani w swoich domach a na dźwięk syren wchodzą do piwnic czy schronów czekając na najgorsze. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić dramatu, ktory przezywają bo nas to nie dotyczy, Tak, to wciąż się dzieje 1500 km od nas.

Sputnik przekracza granicę i kiedy znajduje się po stronie Polskiej czuję ogromne zmęczenie a zarazem ulgę. Kilkutygodniowa adrenalina nareszcie ze mnie "schodzi" i mogę całkowicie skupić swoje działania na tym, co kocham najbardziej - odzyskaniu radości życia niewinnej istoty - psa "ze śmietnika".

Co z innymi psami - zapytacie? Odpowiem tylko, że nie jestem w stanie im pomóc. Co wpędza mnie w niesamowite wyrzuty sumienia. Misja Sputnik była niemalże niemożliwa do zrealizowania ale się udało. Inne muszą tam zostać, musza wegetować i czekac aż wojna się skończy. Nie dam rady, chociaż bardzo bym chciała ściągnąć ich do Polski. Świat jest zły i niesprawiedliwy. Okrucieństwo i obrzydliwość człowieka doproadza mnie do szału i niemocy i bardzo źle się z tym czuje. Misja Sputnik była wariactwem ale udowodniła mi, że mam wokól siebie cudownych ludzi - Patryka i Filipa, dwa cudowne Anioły, których skrzydła, zamiast piór mają psią sierść.

Na Sputnika czeka już zespół najlepszych weterynarzy okulistów. Sputnik ma zaawansowaną jaskrę a ciśnienie wewnątrzgałkowe wręcz wysadza mu oczy.

Przez ich wielkość nie jest w stanę domknąć powieki.

Oczy nie wydzielają również łez, co powoduje, że są suche... Natychmiastowe uwolnienie go od okrutnego, nieznającego litości bólu. Pies, który nie ma szans otrzyma od nas nowe życie. Szczęśliwe, beztroskie takie, na które zasługuje każda żywa istota niezależnie od tego jak wygląda.

Bardzo prosimy wszystkich tych, którym los takich Sputników nie jest obojętny  pomoc. Ogromne koszta podróży, dokumenty, badania miareczkowania, diagnostyka w Polsce, badania, odkarmienie, odrobaczenie, operacje - to wszystko jest naszą wspólną drogą do celu.

Do podarowania psu, który mógłby już nie żyć spokojnych Świąt,  które spędzi w domu, wśród ludzi, którzy go kochają. Bo pomaganie jest fajne. Dziękujemy!

Pomogli

Ładuję...

Organizator
3 aktualne zbiórki
41 zakończonych zbiórek
Wsparło 437 osób
17 220 zł (52,18%)