Kilka ciężko rannych, kilkadziesiąt chorych i setki głodnych istot krzyczą o pomoc

Zbiórka zakończona
Wsparły 862 osoby
40 250 zł (19,16%)

Rozpoczęcie: 4 Kwietnia 2022

Zakończenie: 1 Września 2022

Godzina: 00:01

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.
21 Czerwca 2022, 03:59
Komornik zajął konto.

Niestety zbiórka stanęła :(

Na bierząco wypłacałyśmy z niej środki, by kupić jedzenie dla podopiecznych. Na długi już nie starcza.

Komornik zajął nam konto na kwotę 10 tysięcy, tytułem należności.

Nie mamy już nic :(

Nic poza zwierzętami, które trzeba leczyć i karmić.

Jedyne co nam zostało to miłość do nich i ulatująca z każdym dniem nadzieja, że ktoś nam pomoże.

A długi weterynaryjne rosną ;(

Nie mam już siły płakać, bo moje łzy niczego nie zmienią.

Za nie nie opłacę faktur i nie kupię jedzenia zwierzętom.

Ludzie, proszę pomóżcie nam.

Pokaż wszystkie aktualizacje

04 Kwietnia 2022, 21:21
Nie wiemy już, co robić...

To straszne, jak łatwo jest zapomnieć o tych, którzy tysiące razy nieśli pomoc potrzebującym. 
To straszne, że mimo iż walimy głową w mur, nie możemy się przebić z błaganiem o pomoc naszym podopiecznym.


Setkom uratowanych zwierząt, które realnie nie mają teraz już nawet co jeść!
Bo kogo to obchodzi...

Staramy się, ale miłość nie zastąpi potrzeby nasycenia głodu.


To jeden z naszych domów, ale sytuacja jest taka sama w każdym z nich.
Nie ma na jedzenie, a co dopiero na zapłacenie faktur za leczenie.


W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, jak prosić inne organizacje o zabranie naszych zwierząt i zakończenie dziesięcioletniej działalności.
Tyle tylko, że organizacje też nie mają miejsc, a straszna wojna na Ukrainie sprawiła, że każdy dom tymczasowy pęka w szwach.


Co mamy więc zrobić?
Uśpić je wszystkie, żeby nie cierpiały głodu?
Przestać leczyć chore?
Nie wiemy.
Już naprawdę nie wiemy...


Na Boga, przecież nie prosimy dla siebie, lecz dla nich.

Czy to już koniec? Czy naprawdę przegrałyśmy walkę o ich życie? O prawo do istnienia, miłości, opieki i troski jaką je obdarzamy. Czy zostałyśmy pokonane?

Pokonane nie przez ludzi, którzy uważają, że zwierzęta nie mają praw i uczuć, nie przez instytucje przeciwne zwierzętom, z którymi zmuszone jesteśmy wciąż walczyć, lecz przez gigantyczne długi. Jeszcze przed wybuchem tej strasznej wojny na Ukrainie, która rozrywa serca nasze i chyba każdego przyzwoitego człowieka walczyłyśmy, ale teraz, teraz w obliczu nadchodzącej tragedii, chce nam się już tylko wyć z bezsilności.

Nasi podopieczni nie mają już nawet co jeść, a mimo to w ostatnim miesiącu przyjęłyśmy pod nasz dach kilkanaście ciężko rannych i chorych zwierząt w nadziei, że może stanie się jakiś cud.

Niestety cud się nie stał, a troska o to, co dalej, co się teraz stanie z naszymi zwierzętami sprawia, że lęk o nie nas paraliżuje. Nie zliczę już ile nocy ostatnio nie przespałam i ile łez wylałam w poduszkę, by nikt nie widział. Bo widzicie kochani, APA poza nieskończenie wielką miłością do zwierząt i realną potrzebą niesienia im pomocy - nie ma już nic.

Nie mamy dóbr, które mogłybyśmy spieniężyć na poczet długów. Naszym największym skarbem są nasze zwierzęta. Istoty, które po piekle, jakie zgotował im człowiek, u nas zaczynają ponownie mu ufać i na naszych oczach zaczynają cieszyć się życiem, którego wcześniej nie znały. To jest dla nas najcenniejsze. Poza ich zaufaniem i tymi cudnymi oczami, które wpatrują się w nas z bezinteresowną miłością nie mamy nic.

Widok kotów i psów, które chodzą teraz za mną prosząc o jedzenie, którego dla nich nie mam, rozdziera mi serce. Staramy się jak możemy, ale czas gdy nasi podopieczni mieli pełne brzuchy minął. I nie ma w tym krzty przesady. Nasze zwierzęta naprawdę nie mają już co jeść.

Zapytacie dlaczego?

Nie robimy zbiórek jedną za drugą. Gdy mamy środki na koncie, uważamy za wysoce niemoralne "naciąganie" ludzi. Pewnie większość marketingowców stwierdzi, że to błąd, ale uważamy, że po prostu: „należy być przyzwoitym”. Dlatego póki mamy środki, cichutko, bez rozgłosu po prostu ratujemy zwierzęta, oddając im całe swoje serca.

Niestety środki z ostatniej zbiórki zakończonej ponad pół roku temu, dwa miesiące temu się skończyły. Nie zostało nic. Nawet 50 złotych. Miałyśmy w planach zbiórkę na kolejne miesiące, ale wtedy wybuchła ta straszna wojna i wiedziałyśmy, że w obliczu tak strasznej tragedii ludzi, ale i ukraińskich zwierząt, potrzeby naszych podopiecznych schodzą na dalszy plan.

Ratowałyśmy się prywatnym kredytem Ani, ale po nim też nie został już nawet ślad.

Kochani Pomagacze, powinniście wiedzieć, że APA to trzy kobiety. Tylko trzy, a ratujemy i to bardzo skutecznie dziesiątki zwierząt rocznie. Niestety w naszym rejonie jesteśmy praktycznie jedyne, które podejmują się trudnych interwencji, bo wszyscy wiedzą, że jesteśmy w tym skuteczne. Jednak wyciągnięcie zwierzęcia z piekła to jedno. Sztuką jest je potem utrzymać, nim znajdzie się dla nich odpowiedni dom.

Nigdy nie zarabiałyśmy na zwierzętach. Żadna z nas za to co robi, nie pobiera żadnego wynagrodzenia. Wszystko, co robimy jest stuprocentowym wolontariatem, choć jest to praca na cały etat. 24 godziny na dobę. Nie mamy biur, służbowych telefonów i ludzi do pracy. Jesteśmy same, a nasi podopieczni mieszkają z nami w naszych prywatnych domach.

I nie, nie jest to kilka piesków i kotków, lecz setki zwierząt, bo pod naszą opieką jest ponad 200 kotów i 52 psy. Każda z tych istot jest członkiem naszych rodzin. Wyznajemy zasadę, że nie po to ratujemy zwierzęta z łańcuchów, od oprawców i katów, by pakować je do kolejnych klatek, czy schroniskowych boksów. To istoty po bardzo ciężkich przejściach, które potrzebują masę uwagi, troski i codziennej miłości, by ponownie pokochać życie. Bardzo wiele z nich nie nadaje się do adopcji.

Miesięczny koszt samego wyżywienia naszych podopiecznych, to lekko ponad 15 tys. złotych. Nie mamy takich wpływów. Gdy na koncie są pustki, same z naszych pensji, bo każda z nas pracuje zawodowo, kupujemy jedzenie i staramy się jakoś związać koniec z końcem. Nigdy żadna z nas nie narzekała na to, że większość zarobionych przez nas pieniędzy wydaje na podopiecznych APA.

Nie płaczemy nad zniszczonymi przez zwierzaki meblami, ścianami, podłogami, bo to, co robimy, to sens naszego życia i nawet nie wyobrażamy sobie, by wyglądało ono inaczej. Życia, w którym miałybyśmy nie pomagać.

Doskonale wiemy też, że jeśli nas zabraknie, w naszym rejonie zwierzęta zostaną bez pomocy, o czym już niejednokrotnie się przekonałyśmy. Wszystko, co uda się nam „uzbierać”, w pierwszej kolejności przeznaczamy na jedzenie dla zwierząt. To, by nie były głodne, jest naszym priorytetem. Niestety zbyt często nawet na wyżywienie nie starcza. Trafiają do nas zwierzęta w strasznym stanie i drugim bardzo dużym obciążeniem finansowym jest ich leczenie.

To ogromne pieniądze. Jesteśmy skromnymi osobami i proszenie o pomoc, o wsparcie naszych zwierzaków, jest dla nas trudne. Nie robimy, jak wielu, zbiórek na wszystko. Nie mamy marketingowców, specjalistów od reklamy, czy pozyskiwania środków.

Prosimy o wsparcie, o czym doskonale wiedzą osoby, które obserwują nasz profil na facebooku, tylko wtedy, gdy już naprawdę nie mamy. A telefon wciąż dzwoni, ludzie błagają byśmy pomogły, a my – my na samą myśl, że jakaś istota cierpi, nie umiemy powiedzieć „nie”.

Nawet teraz, znając już naszą sytuację w ostatnich dniach przyjęłyśmy do siebie kolejne ciężko chore, ranne i okaleczone zwierzęta. Nie powinnyśmy, ale nie umiałyśmy powiedzieć „nie”, gdy nikt inny nie chciał im pomóc.

Są to:

Śnieżek. Potwornie wychudzony kot z masą dredów, połamaną szczęką, złamaną przednią łapą, i zapaleniem płuc.


Szyszka:
Koteczka z oskalpowaną łapą.



Bruno
przeszedł nową operację przecięcia ścięgien palców łapki z powodu nieodwracalnego przykurczu.



Viki
przeszła operację usunięcia nowotworu.


Kajtek:
pobity pies.


Basia:
Koteczka po wypadku z płynem w otrzewnej i wypadniętym odbytem, dusząca się własnymi płynami.

Borysa czeka operacja usunięcia ucha i guza wewnątrz kanału słuchowego.

Abi będzie mieć skomplikowaną operację separacji żyły wrotnej wątroby, której koszt to 4800 zł.

Julia ma nowotwór listwy mlecznej i czeka na jej usunięcie.

Widzicie więc Kochani, że wciąż leczymy, wciąż ratujemy i wciąż troszczymy się o naszych podopiecznych, choć nie mamy już złamanego grosza.

Kochani Pomagacze, nie jest dla nas teraz ważne, co stanie się z APA, choć gdy przestaniemy działać, masa zwierząt nigdy nie otrzyma nawet szansy na pomoc. Najważniejsze jednak jest dla nas to, co stanie się z tymi, które już są.

Tymi, którym już dziś nie mamy za co kupić jedzenia.

Tymi, które są dla nas najcenniejsze.

To, co dzieje się teraz, jest koszmarem, który staje się realny, a z którego z całych sił chcemy się obudzić, ale tym razem bez pomocy ludzi, którym my pomocy nie odmówiłyśmy, nie damy rady. Nie przeżyjemy, jeśli coś stanie się naszym podopiecznym. To nie są numerki w ewidencji. To istoty, które kochamy całym sercem i które są dla nas najważniejsze. Niestety ten świat jest tak urządzony, że miłość, troska i serce tym razem, to za mało.

To straszne, że musimy żebrać i błagać o pomoc ludzi, by móc pomóc innym ludziom, którzy szukają u nas pomocy dla cierpiących istot.

Prosimy każdego dobrego człowieka - Pomóżcie nam przetrwać. 

Pomóżcie naszym podopiecznym. 

Pozwólcie nam dalej robić to, co tak kochamy. 

Pomóżcie nam dalej nieść pomoc i nadzieję. 

Jeśli nie możesz nam pomóc - proszę, udostępnij nasze błaganie. Możesz również odwiedzić naszą stronę na facebooku, gdzie w zakładce "informacje" znajdziesz opis tego, czego potrzebujemy dla naszych podopiecznych.

Jeśli możesz, prosimy Cię o stałą pomoc, byśmy już nigdy nie musiały płakać nad losem naszych zwierząt. Nie trzeba wiele. Wystarczy stały wpływ choćby w kwocie 10 zł miesięcznie, bo niestety dziś w ten sposób pomaga nam tylko 11 osób…

Wsparły 862 osoby
40 250 zł (19,16%)