Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wierzysz w cuda? Jeśli nie, to czas najwyższy zmienić zdanie, bo te czasami, dzięki pomocy dobrych ludzi takich jak Ty się zdarzają. Udało się wyrwać Julcię z objęć śmierci. Po lek dla niej jechałyśmy aż od Czech, ale było warto. Gdyby nie Wy, Julci nie było by dziś z nami.
Dzięki Wam, Julka wyzdrowiała i ma dziś wspaniały dom. Ludzi, którzy kochają ją tak samo jak my. Zobaczcie sami, jak bardzo warto jest pomagać. Ile dobrego może uczynić jedna złotówka, która przywraca wiarę, nadzieję i życie. Wasza pomoc realnie uratowała życie tej kochanej dziewczynce.
Nie wyrazimy w słowach, jak bardzo jesteśmy Wam wdzięczne. Dziękujemy.
Sami zobaczcie, czego dokonaliście :)
Julka w nowym domu:
Proszę – nie przechodźcie obojętnie obok tego wpisu, obok tego chorego, psiego dziecka.
URATUJ JULKĘ!
„Jak trzy dziewczyny mają sobie poradzić z taką ilością cierpienia, nieszczęścia i wymagającą natychmiastowej pomocy ilością zwierząt?”
Robimy co możemy, nawet więcej niż ktokolwiek by przypuszczał, ale emocjonalnie nie mamy już siły.
Czemu ludzie, mimo tylu kampanii społecznych, nadal traktują zwierzęta jak przedmioty? Coś, czego można się pozbyć, gdy się znudzi lub „zepsuje”?
Mimo tylu lat ratowania zwierząt, wciąż nie możemy tego pojąć. Ciągle jest to dla nas zagadką. Niezrozumiałym i nieakceptowanym zachowaniem.
W poniedziałek rano, przebywając w domu, usłyszałyśmy piszczenie psa. Przez pierwsze 5 minut byłyśmy przekonane, że na spacer ze zwierzakami wyszła nasza sąsiadka i jak zwykle psiaki schodząc z piętra piszczą rozemocjonowane. Może z kimś rozmawia na dworze, a one już wbiegły na górę? Jednak po 10 minutach wiedziałyśmy, że coś jest nie tak.
Wyszłyśmy przed klatkę i znalazłyśmy zapłakaną psią dziewczynkę, przywiązaną na pasku torebki do poręczy...
Już wiedziałyśmy, że ktoś zostawił ją celowo. Ludzie wiedzą, gdzie mieszkamy i nie pierwszy raz zdarzyła się podoba sytuacja.
Jakbyśmy mało miały psów… Jula, bo tak ją nazwałyśmy, była wystraszona, ale bardzo grzeczna. Brudna, zapchlona. Pazurki miała zdarte, co może oznaczać, że wychowywała się na dworze, bo szczeniaczki w jej wieku, a ma ok. 12-14 tygodni, mają pazurki ostre jak igiełki.
Julcia była strasznie głodna. Nakarmiłyśmy ją, odpchliłyśmy i odrobaczyłyśmy. Wtulona w Anię spędziła pierwszy dzień. Dnia drugiego zrobiła się osowiała. Straciła apetyt, ale… Zmiana diety, to się zdarza. Jednak gdy zwymiotowała płynem, przestraszyłyśmy się.
Zabrałyśmy ją do weterynarza, który stwierdził parwowirozę. Nie! Jeszcze tego nam brakowało! Walczymy z penlaukopenią i jeszcze psiak z parwowirozą... Czy może być gorzej? Chyba nie :(
Pojechałyśmy do Czech po Canglop, by podać go Julci. Z małą nie jest dobrze. Słabnie z każdą godziną. Wycieńczające biegunki, krwawe wymioty, które mimo leczenia nie chcą ustać i szarpią jej wyczerpane ciałko. Kroplówki, leki, a ona nam znika...
W jej oczkach naprawdę widać łzy i desperacką prośbę o pomoc. Chciałybyśmy zabrać od niej ten ból, ale nie umiemy i same z łzami w oczach patrzymy jak cierpi :(
I wciąż powtarzamy jej, że musi walczyć. Musi być silna i wytrzymać, a wszystko będzie dobrze.
Kochani Pomagacze, dziś podjęłyśmy decyzję o zawiezieniu jej na oddział całodobowy na Śląski, by ją ratowali. Taka mała, taka kochana, a już tyle przeszła. Zapewne nie miała łatwego startu, o czym świadczył jej stan, w którym się u nas pojawiła.
Porzucona. Sama w obcym miejscu z obcymi ludźmi. Z dala od mamy. Do tego była już chora i już musiała odczuwać ból.
Kochani Pomagacze, wieziemy Julcię na Śląsk. BŁAGAMY Was o pomoc w uratowaniu tego dziecka. Lekarze będą o nią walczyć. Nam pozostaje się modlić, żeby się udało i zebrać środki na jej leczenie i pobyt w szpitalu.
Proszę – nie przechodźcie obojętnie obok tego wpisu,
POMÓŻCIE!
Ładuję...